W piątek na biurko unijnej komisarz Neelie Kroes trafił wstępny projekt stoczniowej specustawy. Ma ona dostosować polskie prawo do zasad, na jakich, zgodnie z decyzją Brukseli, rząd w ciągu najbliższych siedmiu miesięcy musi podzielić i sprzedać aktywa Stoczni Gdynia i Szczecińskiej Nowej.
– Projekt precyzuje m.in. sposób dofinansowania stoczni do momentu zakończenia sprzedaży – mówi „Rz” Wojciech Dąbrowski, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu (to właśnie prezes ARP ma prowadzić cały proces). – Komisja Europejska zdaje sobie sprawę, że nie da się przeprowadzić tej operacji za darmo. Wyraźnie napisała w uzasadnieniu swojej decyzji, że jakiekolwiek zobowiązania publicznoprawne powstałe w okresie niezbędnym do zakończenia procedury sprzedaży powinny być zgłoszone do masy upadłościowej.
Zdaniem Wojciecha Dąbrowskiego oznacza to, że ARP może udzielić stoczniom wsparcia ze środków publicznych. Agencja chce ponieść koszty przygotowania i zabezpieczenia majątku do zbycia, przeprowadzenia procesu wyceny i przetargów. A także dopłacić do realizacji obecnych kontraktów. – Są one już na tyle zaawansowane, że opłaca się dołożyć określoną kwotę, by uzyskać z ostatnich wpłat od armatorów kwotę przewyższającą ten wydatek – mówi prezes ARP.
Stocznie – zgodnie z wytycznymi KE – do czasu przejęcia ich majątku przez nowych nabywców nie mogą zawierać kontraktów. Nie ma więc gwarancji, że będzie w nich kontynuowana produkcja statków. – Zdolności produkcyjne będą uwzględnione w cenie. Jeśli ktoś nie chciałby prowadzić tam produkcji stoczniowej, nie opłacałoby mu się tyle płacić – dodaje Wojciech Dąbrowski.
Projekt ustawy zakłada też, że strona polska będzie mieć uprawnienia do powołania wspólnie z KE powiernika nadzorującego sprzedaż stoczniowego majątku (ustanowienia go domaga się Komisja). – Zaproponujemy kilka kandydatur do negocjacji – mówi Wojciech Dąbrowski. – Będziemy się starali wskazać osobę, która nie była związana z przemysłem stoczniowym w Polsce i dzięki temu może zostać zaakceptowana przez KE. Już dziś bylibyśmy zdolni wskazać potencjalne kandydatury. Mamy wielu wybitnych fachowców, Polaków pracujących w tej branży w Wielkiej Brytanii, którzy w polskim przemyśle stoczniowym pracowali kilkanaście lat temu podczas studiów, a dziś mają olbrzymią wiedzę w tym zakresie. Nie wiadomo jednak, czy któryś z nich zechce się tutaj przenieść na czas realizacji tego projektu i zaakceptuje stawiane przez nas warunki płacowe. Zgodnie z ustawą operator ma być wynagradzany według polskich stawek obowiązujących przy tego typu stanowiskach.