Eurodeputowani uznali, że pod żadnym pozorem, nawet w wypadku zgody obu stron, tydzień pracy nie może być dłuższy niż 48 godzin. Wczorajsze stanowisko PE przewiduje też, że w zawodach, w których pracownik ma dyżury, cały czas tego dyżuru, zarówno ten, w którym jest w gotowości, jak i ten, w którym wykonuje zawód, musi być liczony do czasu jego pracy.
Jeśli ta propozycja weszłaby w życie, Polska musiałaby zmienić swoje prawo pracy. Wszystko wskazuje jednak na to, że szanse, by socjalistyczne i związkowe obietnice zrealizować, są niewielkie. Według procedury UE ostateczny kształt legislacji w tej dziedzinie musi być przyjęty wspólnie przez PE i Radę UE, czyli rządy państw członkowskich. – Pomysły są tak radykalne, że nie ma szans na wspólne stanowisko. W tej sytuacji pozostanie obecne prawodawstwo. Szkoda, bo można je było poprawić – mówi „Rz” Jacek Protasiewicz, eurodeputowany PO, członek Komisji Zatrudnienia i Spraw Społecznych.
Według informacji PAP za radykalną propozycją skrócenia tygodnia pracy głosowali polscy eurodeputowani socjalistyczni (w kluczowym momencie wstrzymali się Dariusz Rosati, Marek Siwiec i Andrzej Szejna), a także posłowie PiS. Przeciw opowiedziała się PO.