Obecnie ok. 75 – 80 proc. sprzedawanych w Rosji specyfików, w tym aż 90 proc. leków refundowanych, pochodzi z importu. Władze uznały, że zbytnie uzależnienie od importu jest niebezpieczne dla rosyjskiej służby zdrowia.
„Program 2020” zakłada, że w 2020 roku 50 proc. leków dostępnych w rosyjskich aptekach, szpitalach i hurtowniach ma pochodzić od rosyjskich wytwórców. Nie zagrozi to polskim przedsiębiorstwom, które mają w Rosji swoje zakłady – za rosyjską uważana będzie bowiem również produkcja tych firm zagranicznych, które zainwestują w fabryki w tym kraju.
– To swoisty komunikat dla firm: jeśli chcecie być na rosyjskim rynku w 2020 r., to inwestujcie teraz, bo za chwilę będzie za późno. Rosja za kilka lat sama poradzi sobie z rozwojem leków i ich produkcją – mówił podczas dorocznej konferencji EGA (Europejskiego Zrzeszenia Producentów Leków Generycznych) Serge Scotto z rosyjskiego oddziału firmy badawczej IMS Health.
Rynek rosyjski uchodzi wśród firm farmaceutycznych za jeden z bardziej obiecujących, jednak inwestorów jest niewielu.– Owszem, to, co robi Rosja, jest rodzajem protekcjonizmu, jednak skoro nikt nie chce wchodzić na rynek danego kraju, dlaczego ma on bazować na imporcie? Dlatego priorytetem dla inwestorów ma być nie tylko zwiększanie samego wytwarzania na terenie Rosji, ale także nakłady na szeroko pojęte badania i rozwój – dodaje Scotto.
Czy podobne zasady można byłoby zastosować w Polsce, argumentując zamiar wzmocnienia branży w obliczu światowego kryzysu? Saldo obrotów handlowych lekami Polski w 2008 r. było nadal ujemne (4,4 mld dol.). – Przeniesienie ich na unijny grunt byłoby trudne albo wręcz niemożliwe – mówi „Rz” Beata Stępniewska z EGA.