Jeżeli nie znajdą tych pieniędzy, spółki z grupy PKP będą mogły zażądać zwrotu w sumie 1,7 mld zł zobowiązań. Gdyby spółki PKP Przewozy Regionalne, przejętej przez samorządy, nie chroniło prawo, groziłaby jej upadłość. Nie jest to jednak możliwe, gdyż powstała ona na podstawie ustawy z 2000 r., która wyłącza możliwość jej likwidacji. Zarząd spółki i marszałkowie uważają, że w ratowanie sytuacji powinien się zaangażować minister infrastruktury.
Z ugody restrukturyzacyjnej wynika, że spółka PKP PR musi zapłacić do 30 listopada 75 mln zł spółkom PKP PLK, PKP Cargo i PKP SA oraz na bieżąco regulować swoje zobowiązania wobec nich. Tego jednak nie robi, zalega z bieżącymi płatnościami, m.in. PKP PLK za udostępnianie torów. – W sumie jest na dzień dzisiejszy winna spółkom z grupy PKP ok. 230 mln zł – mówi rzecznik grupy Michał Wrzosek.
Kwota 75 mln zł to odsetki od kredytów zaciągniętych przez wierzycieli PKP PR. Zgodnie z ugodą restrukturyzacyjną ma je spłacić spółka, którą w grudniu zeszłego roku przejęli marszałkowie. To będzie trudne. Strata za cały rok ma wynieść ok. 280 mln zł, przychód – 1,7 mld zł.
Dotacja przyznana spółce przez rząd na spłatę historycznych długów wynosi 2,16 mld zł. Odziedziczone przez marszałków zobowiązania są jednak o 47,5 mln zł wyższe.
Władze spółki i jej właściciele nie byli przygotowani na zapłatę tej kwoty. O tym, że dostali w prezencie 75 mln zł długu, marszałkowie dowiedzieli się już po przejęciu udziałów w spółce PKP Przewozy Regionalne. – Nie mieliśmy świadomości, że takie zobowiązanie istnieje – mówi Witold Stępień, wicemarszałek województwa łódzkiego. – Sprawa wyszła na jaw po zmianie prezesa tej spółki – dodaje. Potwierdza to Zbigniew Szczygieł, wicemarszałek województwa dolnośląskiego.