Od prawie tygodnia trwają już poszukiwania zaginionego ratownika w należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej kopalni Krupiński w Suszcu. 5 maja wieczorem zapalił się metan. Z każdą godziną szanse na odnalezienie żywych ludzi malały, choć po ponad 12 godzinach na powierzchnię wyjachało trzech górników którzy w tych ciężkich warunkach na dole (ogromne zadymienie i bardzo wysoka temperatura) przeżyli.
Wszyscy doskonale pamiętają Zbigniewa Nowaka z Halemby, który pod ziemią spędził 111 godzin po wypadku na początku 2006 r., gdy po wybuchu metanu zawalił się chodnik, mężczyzna został uwięziony w szczelinie 80 na 100 cm.
Jeszcze dłużej, bo aż 158 godzin przeżył pod ziemią po tąpnięciu słynny Alojzy Piontek w kopalni Rokitnica w 1971 r. On po potężnym tąpnięciu siedzieł w szczelinie 100 na 70 cm i nie wiedział nawet, że spędził tam prawie tydzień. Nie odniósł prawie żadnych obrażeń.
- To były jednak inne wypadki niż w kopalni Krupiński – mówi „Rz" Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, przez 14 lat ratownik górniczy. – Przy tąpnięciu czy zawale są jednak szanse na to, że poszkodowani mają czym oddychać. Tu się pali. Choć nadzieja umiera ostatnia to ja już nie wierzę... Ale wiem, że ratownicy się nie poddadzą, póki nie trafią na niego albo na jego ślad - dodaje.
A w cud wierzy sie do końca. Nie inaczej było w dawniejszych katastrofach górniczych. W 1884 r. w katastrofie w kopalni Gwidona Henckel von Donnersmarcka woda ze stawu położonego nad kopalnią odcięła od świata 43 górników. Nikt nie wierzył, że przeżyją, a po kilkudniowej akcji wszystkich uratowano.