Złożenie pozwu potwierdził Siergiej Czełpanow, wicedyrektor Gazpromu Exportu. – Od stycznia 2010 zgodziliśmy się na zmianę formuły naliczania ceny gazu dla E.ON. Miesiąc później E.ON znów wystąpił o zmianę ceny. Rozmowy ciągnęły się ponad rok, porozumienia nie osiągnęliśmy. Niemieccy partnerzy wystąpili więc do arbitrażu, co umożliwia kontrakt.
– Chodzi o swobodę zakupu i elastyczność ceny. Od lat cena rosyjskiego gazu jest sztywno związana z ceną ropy w odstępie półrocznym. Specjaliści wielokrotnie ten sztywny system Gazpromu krytykowali, ale koncern nic nie robi, by się uelastycznić. Zniżki dawał w kryzysie, gdy kraje ograniczyły zakupy. Nie dziwi, że coraz więcej europejskich firm kupuje gaz na giełdach. Tam ceny są znacznie niższe od średniorocznej ceny Gazpromu – mówi „Rz" Witalij Kriukow, analityk rynku paliw IFG Kapital.
E.ON podliczył, że straty z tytułu wysokich cen rosyjskiego gazu do końca roku sięgną miliarda euro. Grozi to masowymi zwolnieniami w koncernie. Dlatego zdecydowali się pójść śladem włoskiego koncernu Edison, który jako pierwszy zaskarżył w 2010 r. wysokie ceny Gazpromu do arbitrażu w Sztokholmie. Włosi kupują rocznie 2 mld m sześc. rosyjskiego gazu. Kontrakt mieli do 2022 r.
W minionym tygodniu Edison poinformował, że dostał od Rosjan zniżkę i lepszy kontrakt. Dzięki temu zaoszczędzi ok. 200 mln euro. Niemcy to odbiorca kilkanaście razy większy. W minionym roku niemieckie koncerny kupiły w sumie od Gazpromu 35,3 mld m sześc. (więcej tylko Ukraina – 36,5 mld m sześc.). Średnia cena gazu z Rosji dla Europy rośnie od czterech lat. W minionym roku wyniosła 184 euro/1000 m sześc.
Włoski Eni i francuski GDF Suez też zapowiedziały, że chcą zmian w umowach długoletnich.