Powołanie „antybumaru" stoi w sprzeczności z rządową strategią konsolidacji sektora obronnego z 2007 roku. Do utworzenia konkurencyjnego holdingu prą branżowi związkowcy, takie rozwiązanie aprobuje większość prezesów z 11 państwowych spółek tzw. remontówki, zatrudniającej obecnie ponad 4 tys. pracowników. Małgorzata Kucab liderka ze Związku Zawodowego Pracowników Wojska, nie ukrywa, że inicjatorom konsolidacji zależy na utrzymaniu wojskowych firm w sferze wpływów ministra obrony narodowej. Nic dziewnego. Armia to jedyny klient spółek. — Bez Bumaru dajemy sobie radę. Już teraz, przed integracją, suma zysków remontowo- produkcyjnych firm (znacznie ponad 100 mln zł), przewyższa zyski dwukrotnie większego Bumaru — argumentuje Kucab. Związkowcy i menedżerowie wczoraj w Warszawie zastanawiali się nad formą przyszłej integracji: zasadą ma być duża autonomia spółek, działających w „aliansie strategicznym".

Jedenaście wojskowych przedsiębiorstw remontowo — produkcyjnych (WPRP), wśród których są firmy lotnicze, elektroniczne i m.in. producent transporterów rosomak — koncentrujących się dotąd na utrzymywaniu w sprawności sprzętu i uzbrojenia armii, miałoby utworzyć wewnątrz grupy trzy segmenty: lądowy, łączności i lotniczy.

Prezes Wojskowych Zakładów Motoryzacyjnych w Poznaniu Janusz Potocki nie kryje dystansu do zapisanej w strategii narzuconej administracyjnie konieczności wstąpienia do Bumaru. Potocki przypomina, że WPRP mają za sobą, gruntowną restrukturyzację a w ofercie coraz bardziej innowacyjne uzbrojenie. Od zagrożeń rynkowych bardziej boją się arbitralnych decyzji zarządu Bumaru.

— Jeden koncern? Nowy monopolista nie pomoże zbrojeniówce — nie ma wątpliwości także Zdzisław Juchacz prezes Wojskowych Zakładów Uzbrojenia w Grudziądzu.

— Strategia konsolidacji WPRP z Bumarem, choć zawieszona, nadal obowiązuje. Rząd czeka tylko na dokończenie aktualizacji wyceny spółek — przypomina Ryszard Jeruzalski wiceszef Departamentu Polityki Zbrojeniowej MON.