Dopiero w następnej dekadzie dojdzie do przełomu na rynku samochodów elektrycznych. Taki wniosek wyciąga firma doradcza Ernst & Young, która o perspektywy zwiększenia popytu na takie samochody zapytała 300 szefów europejskiego sektora motoryzacyjnego. Co prawda połowa badanych odparła, że pierwszym masowym rynkiem pojazdów napędzanych z gniazdka będzie Europa, dopiero potem Chiny i Japonia. Ale średnio wskazywaną perspektywą na masowy popyt na takie auta jest 11 lat.
– Największym problemem pozostaje niedostateczny zasięg aut elektrycznych. Kolejne przeszkody to brak infrastruktury ładowania oraz ciągle wysokie ceny pojazdów – mówi partner w Ernst & Young Leszek Lerch.
Kolejna kwestia, na którą zwracali uwagę badani, to „niepraktyczność w codziennym użytkowaniu". Natomiast zdecydowana większość uznała, że warunkiem rozwoju rynku jest dostęp do rządowych dotacji wspierających sprzedaż.
Tymczasem według raportu branżowej firmy analitycznej Jato Dynamics dopłaty niewiele pomagają. W Danii, gdzie ulgi przy zakupie elektrycznego auta mogą sięgnąć 20,6 tys. euro, sprzedano w pierwszej połowie 2011 roku zaledwie 283 sztuki. Jeszcze mniej chętnych było we Włoszech należących do pięciu największych rynków motoryzacyjnych Europy: od stycznia do lipca sprzedano 111 aut przy możliwych bonusach dochodzących do 1,2 tys. euro. Niewiele lepiej jest w Hiszpanii – choć ulgi sięgają 6,5 tys. euro, sprzedaż wyniosła tylko 122 sztuki. Najlepiej wypadły Niemcy – 1020 sprzedanych aut, a także Norwegia – jedyna, gdzie udział aut elektrycznych w rynku przekroczył 1 proc.
Według Jato przy zakupie aut znaczenie będą mieć nie tylko ulgi, ale też możliwości korzystania z buspasów lub bezpłatnego parkowania w centrach miast.