Kiedy dwa lata temu komentowałem wyniki Listy 2000 dotyczące sytuacji polskich firm w roku 2008, pisałem, że dopiero przed nimi rok prawdziwej próby, czyli rok światowej recesji i globalnej burzy finansowej. Nie było wcale pewne, czy zdołają one przetrwać ten rok w dobrej formie, a w ślad za tym nie było wcale pewne, czy jest w stanie przetrwać burzę cała polska gospodarka.
Rok później były już powody, by odetchnąć z ulgą: niezależnie od tego, co spowodowało, że nasz kraj pozostał „zieloną wyspą" na morzu europejskiego kryzysu, nie ulegało wątpliwości, że polskie firmy potrafiły sobie poradzić z przeciwnościami. Wprawdzie na przełomie lat 2008 i 2009 produkcja sprzedana naszego przemysłu gwałtownie spadła, a w ślad za tym w pierwszym kwartale 2009 znacznie obniżyła się rentowność polskich firm, ale czarne wizje finansowego kataklizmu nie sprawdziły się.
Trudna sytuacja w finansach przedsiębiorstw została opanowana, produkcja na nowo wzrosła, bezrobocie zwiększyło się tylko nieznacznie, co pokazywały zarówno dane GUS, jak dane z Listy 2000. Polskie firmy wykazały się dużą elastycznością, sprawnie dostosowując się do kryzysowych warunków, zachowując zdolność do działania i finansowania swojej działalności. Jedno, co mogło martwić, to coraz bardziej widoczna ostrożność w zakresie inwestycji. Martwiąca, choć w sumie zrozumiała w sytuacji, gdy największym koszmarem firm stało się ryzyko utraty płynności i nadmiernego garbu zadłużenia w okresie, gdy bardzo trudno było uzyskać bankowy kredyt.
Pozory mogą zwieść
Kończąc zeszłoroczny komentarz dotyczący wyników odnotowanych przez firmy w kryzysowym roku 2009, mogłem więc napisać: „Trudny rok 2009 szczęśliwie minął, a polskie firmy przeżyły go bardzo dobrze. Ale przed nimi nadal trudne lata". Niestety, miałem rację. I choć rok 2010 okazał się znów rokiem postępu w rozwoju polskich firm, nie ma wątpliwości, że łatwe czasy nie powróciły i że prędko nie powrócą. A dzieje się tak dlatego, że gospodarka światowa tkwi nadal w kryzysie najgorszym z możliwych – w kryzysie zaufania. A gospodarka rynkowa opiera się na zaufaniu. Konsumenci kupują towary tylko wówczas, gdy mają zaufanie do swojej pracy i przyszłych dochodów. Banki udzielają kredytów, gdy mają zaufanie do perspektyw rozwojowych firm. A firmy inwestują, gdy mają zaufanie do przyszłego rozwoju rynku.
Rok 2010 pozornie wcale nie był aż tak trudny. Krajowy popyt konsumpcyjny wzrósł o ponad 3 proc., popyt zagranicy o 10 proc., znacznie wzrosły też inwestycje publiczne – w dużej mierze finansowane z budżetu Unii. Rosnący popyt prowadził do wzrostu produkcji. Według danych GUS produkcja w skali całej gospodarki zwiększyła się o niemal 4 proc., w przemyśle o 9 proc., w budownictwie o 4 proc. Przeciętny wzrost produkcji sprzedanej w pierwszej setce najbardziej dynamicznie rozwijających się firm z Listy 2000 wyniósł nominalnie ponad 13 proc. (realnie około 11 proc.) i był podobny do tego rok wcześniej. Poprawiły się lekko wskaźniki rentowności, odrobinkę wzrosło zatrudnienie (na podobne zjawiska w skali całej gospodarki wskazują dane GUS). Słowem, nastąpiła niewątpliwa, choć niezbyt wielka poprawa w stosunku do roku poprzedniego.