Zarząd Jastrzębia zgodnie z zapowiedziami zarekomendował 30 proc. dywidendy z 2,1 mld zł zysku za 2011 r. Proponuje też 130 mln zł nagrody dla załogi. A w spółce trwa płacowy spór – związkowcy domagają się podwyżki.

– Spór prowadzimy ze związkami, nie z pracownikami. Zysk w roku ubiegłym był wyższy niż w 2010 r., a wtedy też wnioskowaliśmy o 130 mln zł nagrody (właściciel dodał wtedy jeszcze 30 mln zł – red.). Musimy pokazać górnikom, że jeśli jest zysk, to się nim dzielimy. Nie możemy jednak zgodzić się na 7 proc. podwyżki płac na ten rok, które również kosztowałyby 130 mln zł, ale stałyby się częścią kosztów stałych i podstawą do kolejnych podwyżek w przyszłości – mówi Jarosław Zagórowski.

– Tym razem nie. Akcjonariusze i rynek oczekują od nas wzrostu efektywności. Zresztą związkowcy podkreślają, że wydobycie spadało, że było za mało robót przygotowawczych. W ostatnich latach dawaliśmy podwyżki, ale nie dawało to efektów w postaci wzrostu efektywności. Teraz chcemy, by wydobycie węgla ponad plan było premiowane. I to przyniosło już efekty. Za marzec wielu pracowników dostanie premie, bo wydobycie było większe, niż zakładaliśmy – zapewnia szef Jastrzębia.

– Nasi związkowcy zamknęli się w jakimś skansenie i nie chcą zmian. A my musimy utrzymać politykę kosztową, w której teraz wynagrodzenia stanowią połowę kosztów – dodaje. Spór dotyczy także umów dla nowych pracowników. – Dotychczasowych w ogóle nie obejmują. A nowi podpisują je świadomie. Niczego nikomu nie zabieramy. Pokazujemy: jest gwarancja deputatu węglowego, ale nie na emeryturze, bo nie wiadomo, czy kopalnia  będzie wtedy działać. Jest otwarta droga do czternastki, ale gdy będzie zysk, a nie z automatu. Dodatki stażowe też będą, ale gdy nowi będą mieli przynajmniej roczny staż – przekonuje prezes JSW.

Przeczytaj rozmowę z Jarosławem Zagórowskim na parkiet.com.