Jak wyjaśniono w komunikacie „okazało się, że przygotowanie nowego modelu okazało się znacznie bardziej czasochłonne, niż to wcześniej sądzono". Ten komunikat potwierdza najgorsze obawy rynku. Model „10" i tak miał już roczne opóźnienie.
W tej chwili jest coraz bardziej prawdopodobne, że firma nie będzie w stanie wybrnąć z obecnego kryzysu, nie powstrzyma drastycznego spadku sprzedaży, wręcz może go nie przetrwać. Coraz częściej też jest powtarzana opinia, że kanadyjska spółka może szybko zostać przejęta przez konkurencję, najpewniej którąś ze spółek azjatyckich. Wymienia się tutaj nazwę Samsunga, jako jednego z potencjalnych nowych właścicieli. Inna opcja, równie upokarzająca, to stworzenie aliansu z Microsoftem, bądź przejęcia przez amerykańskiego giganta. Prezes Microsoftu, Steve Ballmer, już proponował RIM współpracę, na takich samych warunkach na jakich współdziała z również przeżywającą kłopoty Nokią, która wykorzystuje w swoich smartfonach ostatnią wersję Windowsa. Zresztą RIM i Nokia, ze względy na ogromne kłopoty, nieustannie są ze sobą porównywane.
RIM ogłosił 2 czerwca wyniki za I I kwartał. Strata wyniosła 192 mln dol. przy spadku przychodów o 43 proc. Rok temu RIM miał zysk w wysokości 695 mln dol, a przychody wyniosły 4,91 mld dol.
Kilka dni temu producent BlackBerry informował o drastycznym cięciu zatrudnienia — zwolnił 5 tys. osób, czyli około jednej trzeciej wszystkich zatrudnionych. — To straszne — komentował wydarzenia w RIM Matthew Thornton z Avian Securities w Bostonie — to tak jakbyś widział agonię swojego szczeniaka. Jego zdaniem RIM wpadł teraz w „telefoniczną spiralę śmierci " i tak naprawdę nietrudno jest sobie wyobrazić, że sytuacja ulegnie pogorszeniu.
Trudno teraz uwierzyć w to, że jeszcze kilka lat temu RIM był wzorem innowacyjności, że jest to spółka która wprowadziła na rynek Internet do telefonów komórkowych, stała się producentem najbardziej pożądanych gadżetów na rynku, a teraz nie wytrzymała tempa w jakim pracuje jej konkurencja. Jej telefony stawały się coraz mniej atrakcyjne, nie mówiąc o tym że były one wprowadzane na rynek z coraz większym opóźnienie. Teraz „10" nie zdąży „załapać się" na okresy największych zakupów smartfonów — powrotu uczniów i studentów z wakacji i Bożego Narodzenia.