Jeszcze w ubiegłym roku ten rynek wyglądał całkiem obiecująco. Choć sprzedaż raczkowała, liczba firm deklarujących chęć posiadania w najbliższej przyszłości choć kilku aut ładowanych z gniazdka wydawała się szybko rosnąć. Powstały nawet wypożyczalnie, a w warszawskich centrach handlowych zamontowano specjalne ładowarki. Ale ten rok brutalnie ostudził zapał importerów elektrycznych samochodów. Według Instytutu Samar, w pierwszej połowie roku zarejestrowano zaledwie 17 aut elektrycznych. To średnio mniej niż trzy sztuki miesięcznie i o 37 proc. mniej niż w tym samym czasie przed rokiem, gdy liczba rejestracji wyniosła 27 aut. Co prawda w samym lipcu doszło jeszcze 10 elektrycznych renault, który wprowadził na rynek elektryczne kangoo, jeden z najpopularniejszych w Polsce samochodów dostawczych. Ale zainteresowania takiego jak wcześniej - nie ma.
- Ten rynek jeszcze długo pozostanie bardzo głęboką niszą, dopóki tego typu pojazdy nie staną się bardziej funkcjonalne i tańsze – twierdzi Wojciech Drzewiecki, prezes Samaru. – W ubiegłym roku samochody elektryczne były powiewem nowości, więc niektóre firmy kupowały je głównie dla celów wizerunkowych. Teraz zainteresowanie zmalało – dodaje Andrzej Halarewicz z międzynarodowej firmy analitycznej jato Dynamics.
Wcześniejsze, optymistyczne założenia zweryfikował dodatkowo kryzys i ograniczenia w wydatkach. Mitsubishi, największy dostawca aut elektrycznych, zatrzymał w ubiegłym tygodniu produkcję modeli citroena C-Zero oraz peugeota iON wytwarzanych w japońskich zakładach Mizushima dla francuskiego koncernu PSA. Powodem jest niewielki popyt na te samochody, będące bliźniaczą odmianą elektrycznego mitsubishi iMiEV. – Nasza produkcja jest mniejsza niż wcześniej zakładaliśmy – przyznał przedstawiciel Mitsubishi w rozmowie z serwisem Automotive News Europe. Od 2009 roku Mitsubishi wyprodukowało łącznie 28 tys. sztuk i-MiEV, C-Zero oraz iOn. Analitycy nie widzą na razie szans na wzrost sprzedaży.
W Polsce, według Samaru, do końca lipca najwięcej elektrycznych pojazdów sprzedał Renault – dwanaście sztuk. Siedem aut elektrycznych sprzedał Peugeot, o dwa mniej Ford. Dwóch nabywców znalazł Citroen, jednego – Mitsubishi. O perspektywach na najbliższe pół roku przedstawiciele importerów raczej nie chcą się wypowiadać.
Popyt na auta w pełni elektryczne byłby większy, gdyby nie dwie bariery: zbyt wysoka cena jak na praktycznie miejski samochód z minimalistycznym wyposażeniem – za te pieniądze można kupić samochód klasy premium, a także brak infrastruktury ładowania, ograniczający zasięg. Cenę mogłyby co prawda obniżyć rządowe dopłaty stymulujące rozwiązania ekologiczne. Ale według Jato Dynamics, w ubiegłym roku w Europie Zachodniej, mimo wysokich ulg (np. w Danii ulga może sięgnąć nawet 20,6 tys. euro, w Hiszpanii - 6,5 tys. euro) dopłaty nie przyniosły spodziewanych efektów.