Prezesi japońskich spółek z niepokojem patrzą na rozwój sytuacji w Chinach. W wyniku protestów wielu z nich zostało zmuszonych do wstrzymania prac w swoich zakładach w Państwie Środka. Jako pierwsze na rozwój sytuacji zareagowały spółki z branży IT; Panasonic i Canon, które poinformowały, że zawieszają produkcję w swoich fabrykach komponentów. Szybko na podobny krok zdecydowała się branża motoryzacyjna.
Prace w zlokalizowanych w Chinach fabrykach Toyoty, Hondy oraz Nissana zostały wstrzymane. Teraz zaczyna się szacowanie strat. Pierwsze wyliczenia wskazują, że kilka dni przerwy kosztowały japońską motoryzację ponad 250 mln dol. utraconych przychodów. Wynik taki uzyskano z pomnożenia liczby 14 tys. nie wyprodukowanych samochodów przez średnią ich cenę w wysokości 18 tys. dol. Ostateczny koszt będzie znacznie większy. Niektóre zakłady Toyoty w Chinach nie wznowiły jeszcze pracy. Spółka informuje, że przerwa będzie trwała do odwołania. Podobnie dwie fabryki Hondy nadal nie wypuszczają nowych samochodów.
Na pełne wznowienie produkcji zdecydował się dotychczas tylko Nissan, który nie miał zbyt wielkiego wyboru. Z całej wymienionej trójki to właśnie Nissan jest najbardziej wrażliwy na wszelkie ochłodzenia w relacjach z Chinami. Państwo Środka odpowiada za około 27 proc. sprzedaży Nissana, co jest najwyższym wskaźnikiem wśród wymienionych spółek. Dla porównania popyt ze strony Chin pochłania 18 proc. produkcji Hondy i zaledwie 11 proc. Toyoty.
Analitycy na chłodno podchodzą do obecnej sytuacji. Uspokajają, że japońskie spółki będą mogły szybko nadgonić rynek zwiększając produkcję poprzez pracę na nadgodziny. Większego zagrożenia dopatrują się w zmianie mentalności konsumentów w Chinach.
– Znacznie ważniejsze jest nastawienie klientów – tłumaczy Koichi Sugimoto, starszy analityk banku BHP Paribas. – Nie będzie zaskoczeniem jeśli okaże się, że wielu Chińczyków będzie częściej decydowało się na zakup samochodu Koreańskiego, a nie Japońskiego – tłumaczy. Takie podejście wynika nie tylko z przesłanek ideologicznych, ale także ze zwykłego pragmatyzmu. Właściciele „koreańczyków" nie muszą się obawiać, że ich samochód zostanie puszczony z dymem przez demonstrantów.