Tegoroczne konkursy na czołowe stanowiska menedżerskie w PGE, KGHM czy PGNiG dowodzą, że czołowe krajowe firmy nie narzekają na brak chętnych do pokierowania ich zarządami. W przygotowywanych teraz postępowaniach na wybór szefów Bogdanki i Enei kandydatów również nie powinno zabraknąć. Nawet jeśli przedstawiciele firm executive search, które specjalizują się w rekrutacji na najwyższe stanowiska, przyznają, że część menedżerów odrzuca takie oferty pracy.
Niejasne kryteria
Jak ocenia Borysław Czyżak, partner w firmie doradczej Egon Zehnder International, jest całkiem sporo kandydatów, którzy nie chcą pracować dla firm związanych z regulowanym branżami albo ze Skarbem Państwa – wolą kierować np. spółkami międzynarodowych korporacji.
Potwierdza to Dariusz Użycki dyrektor zarządzający Deininger Consulting w Polsce. Jego zdaniem nadal przy rekrutacjach dla dużych krajowych firm w tle często pojawia się polityka – nie tylko ze względu na fakt, że większość z nich to dawne państwowe przedsiębiorstwa, z silnymi związkami zawodowymi. Liczy się też to, że działają często w strategicznych branżach, którymi politycy bardzo się interesują.
– W rezultacie nie zawsze wiadomo, jakie kryteria będą decydować o wyborze kluczowych menedżerów i prezesa. Często nie są to do końca kryteria przede wszystkim biznesowe – ocenia Dariusz Użycki, tłumacząc, dlaczego część menedżerów unika byłych państwowych spółek i wybiera zagraniczne firmy, choć te wcale nie są rajem na ziemi. Niektórzy obawiają się też, że przychodząc z prywatnego biznesu, będą w dawnych państwowych firmach traktowani jako „obce ciało"; ich decyzje będą blokowane (np. przez potężne związki zawodowe lub sieć silnych nieformalnych powiązań), a o ich odwołaniu też będą decydować pozamerytoryczne względy (np. cykliczne roszady po wyborach parlamentarnych i ruchach koalicyjnych).
25 procent wzrostu wynagrodzeń (z premią) zanotowali w ub. roku prezesi największych spółek z GPW