Szef włoskiej grupy Sergio Marchionne w wywiadzie dla dziennika „La Repubblica" starał się uspokoić związki zawodowe i polityków zaniepokojonych tym, że fuzja z Chryslerem może oznaczać wyjście firmy z rodzimego rynku, gdzie Fiat powstał 115 lat temu.
—Tak jak Jeep jest do najmniejszej śrubki samochodem amerykańskim, tak DNA Alfy musi być autentycznie wszystkim co włoskie. Ona musi naprawdę pozostać w domu — powiedział prezes Fiata.
Marchionne stawia na sportową Alfę, bo wierzy, że może zapewnić tej marce globalną obecność, czego producent masowych pojazdów Fiat nie jest w stanie, a ponadto znacznie większą sprzedaż od najbardziej luksusowych Maserati, ale dotychczas podchodzono sceptycznie do tej strategii. Fiat kupił Alfę w 1986 r. i dotąd nie udało mu się jej odrodzić mimo ponawianych prób.
W pierwszym wywiadzie po osiągnięciu ważnej umowy o przejęciu za 4,35 mld dolarów pełnej kontroli nad Chryslerem Marchionne powiedział, że hipotetyczna decyzja o zmianie giełdy czy centrali firmy poza Włochami była symbolem i nie oznacza, że produkcja zostanie przeniesiona. Włoski rząd koalicyjny walczący o zachowanie miejsc pracy bacznie śledził rozmowy o fuzji wypatrując oznak, czy Fiat mógłby jeszcze bardziej zmniejszyć swą obecność we Włoszech. Grupa zatrudnia tam ok. 62 tys. ludzi, a bezrobocie jest największe od 37 lat i wynosi 12,7 proc.
Marchionne powiedział, że połączona grupa Fiat-Chrysler będzie notowana tam, gdzie dostęp do kapitału jest łatwiejszy. Osoby związane z Fiatem twierdzą, że najbardziej prawdopodobną główną giełdą będzie Nowy Jork. — Pójdziemy tam, gdzie są pieniądze. Nie ma wątpliwości, że rynkiem o największej płynności jest rynek amerykański. Nowy Jork, ale zadecyduje o tym rada. Chciałbym też być notowany w Hongkongu — dodał.