To będzie największa inwestycja w polskim przemyśle od lat. Grupa Azoty i Grupa Lotos, dwa przedsiębiorstwa kontrolowane przez Skarb Państwa, chcą wybudować kompleks petrochemiczny na Pomorzu.
Z naszych informacji wynika, że inwestorzy mocno liczyli na zaangażowanie kapitałowe innej dużej spółki – Synthosu. Tymczasem producent kauczuku nie chce wydać nawet złotówki na wart aż 12 mld zł projekt.
Potrzebny partner
Synthos był brany pod uwagę jako potencjalny zainteresowany inwestycją, ponieważ w swoich fabrykach kauczuku wykorzystuje znaczące ilości surowców petrochemicznych. – Nie jesteśmy zainteresowani kapitałowym zaangażowaniem w ten projekt. Inwestycja jest długa i ma zbyt wielu partnerów. Mamy w planach własne projekty, takie jak budowa fabryki w Brazylii, które szybciej przyniosą nam zyski – przekonuje w rozmowie z „Rz" Tomasz Kalwat, prezes Synthosu. Samą inwestycję ocenia jednak pozytywnie. – Branża petrochemiczna w Europie ma problemy, dlatego taka inicjatywa w naszym kraju jest mile widziana – zaznacza Kalwat.
Nie ukrywa też, że Synthos jest zainteresowany zakupem surowców z nowej instalacji. – Możemy zagwarantować odbiór nawet całej produkcji interesujących nas wyrobów. Naszą deklarację już przedstawiliśmy inwestorom – dodaje prezes chemicznej spółki.
Tymczasem według analityków pozyskanie wspólnika to być albo nie być tego projektu. – Można przypuszczać, że partnerzy będą niezbędni do tego, by inwestycja w ogóle ruszyła. Lotosowi i Azotom może być bowiem trudno pozyskać tak duże finansowanie – twierdzi Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku.