Menedżment spółki najwyraźniej doszedł do wniosku, że nie potrzebuje pracowników, którzy źle się czują, czy wręcz nienawidzą swojej pracy, wyczekując jedynie od wypłaty do wypłaty. Strategię "Pay to Quit" opisał dokładniej dyrektor Amazonu Jeff Bezos w liście do akcjonariuszy. Ofertę odejścia otrzymują pracownicy wielkich sortowni, w których pakuje się zakupione i przeznaczone do wysyłki towary. W pierwszym roku pracy odchodzący może liczyć na 2000 dolarów. Z każdym rokiem stażu suma wzrasta o 100 dolarów, aż do 5000 dol. Amazon przejął pomysł od przejętej przez siebie spółki Zappos.com, oferującej 2000 za odejście. Skorzystało z niej tylko 3 proc. pracowników.

Według biura prasowego Amazon z programu "Pay to Quit" także korzysta bardzo mało osób. Według Bezosa ma on raczej służyć jak zachęta do refleksji na temat życiowych priorytetów. "Pracownik znajdujący się w miejscu, w którym nie chciałby być nie ma dobrego wpływu na swoich kolegów w firmie" – uważa szef spółki. To dlatego informacja o programie opatrzona jest komentarzem: "Nie przyjmuj tej oferty". Jednak nawet niewykwalifikowani pracownicy w sortowniach otrzymują możliwość kształcenia się – Amazon płaci aż 95 proc. ich czesnego, nawet, jeśli nie jest ono związane z wykonywaną w firmie pracą. Te świadczenia są dużo więcej warte niż oferta odejścia.

Pracownicy sortowni, którzy mogą skorzystać z oferty nie mają historycznie łatwych relacji z szefostwem firmy. Narzekają na trudne i stresujące warunki pracy.  W 2009 roku sądzili się z Amazonem o nadgodziny. Skarżyli się też na konieczność przechodzenia przez liczne sito bramek i kontroli przed pracą i po niej oraz podczas przerw, co często sprawia, że muszą pozostać w miejscu pracy przez kolejne pół godziny.

Tomasz Deptuła z Nowego Jorku