Chińczycy chcą zalać Europę tanimi samochodami elektrycznymi

Europejscy producenci samochodów elektrycznych mają powody do obaw. Nie dość, że w ostatnim czasie popyt przyhamował, to wkrótce europejski rynek zacznie zalewać fala tanich elektryków z Chin.

Publikacja: 07.03.2024 03:00

Chiński frachtowiec zbudowany dla koncernu BYD przywiózł do Europy pierwsze tysiące samochodów elekt

Chiński frachtowiec zbudowany dla koncernu BYD przywiózł do Europy pierwsze tysiące samochodów elektrycznych, które mogą zagrozić dominacji europejskich producentów.

Foto: FOCKE STRANGMANN / AFP

Pierwszy desant już został wyładowany w niemieckim Bremerhaven: przed tygodniem wpłynął tam BYD Explorer 1: dwustumetrowy frachtowiec zbudowany specjalnie dla chińskiego producenta samochodów, który przywiózł 3 tys. tanich aut elektrycznych. Kolejne takie transporty są już awizowane. W perspektywie na masową skalę, bo flota samochodowców nastawionych na zaopatrywanie Europy ma się szybko powiększać.

Już teraz widać, że chińskich aut na prąd przybywa na europejskich rynkach w coraz szybszym tempie. Jeśli według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów (ACEA) w 2019 r. stanowiły one 0,4 proc. sprzedaży nowych aut z napędem bateryjnym w Unii Europejskiej, to w 2020 r. było to 1,4 proc., w 2021 r. 1,7 proc., a z końcem 2022 r. ich udział wzrósł już 3,7 proc. To jeszcze nic, bo prognoza Komisji Europejskiej na 2025 r. zakłada, że sięgnie nawet 15 proc.

Trudno się dziwić, bo Chińczycy kuszą tym, co najskuteczniejsze: ceną. Chińskie elektryki są przynajmniej o 20 proc. tańsze od europejskich odpowiedników. – Europa jest otwarta na konkurencję, ale nie na wyścig w stronę dna. To zaburza nasz rynek – ostrzegała już pół roku temu przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Teraz KE musi podjąć decyzję, co z chińskim problemem zrobić. Dzwonkiem alarmowym okazał się tegoroczny salon samochodowy w Genewie na przełomie lutego i marca, na którym europejskie marki nie dopisały wcale. Za to największe zainteresowanie wzbudziły właśnie samochody elektryczne z Chin, zwłaszcza prezentowane przez BYD i MG.

– Producenci samochodów spoza Unii Europejskiej przejmują wiodącą rolę w produkcji i sprzedaży pojazdów elektrycznych na całym świecie, ponieważ mają znaczną przewagę konkurencyjną nad Europą – ostrzega ACEA. Według raportu paryskiego École Polytechnique, wzmocniła ją strategiczna polityka Chin, obejmująca wydobycie i rafinację surowców, produkcję, budowę sieci ładowania, tanią energię, a ponadto zachęty do zakupu i recykling w całym cyklu życia elektrycznego samochodu. Co ważne, producenci w Chinach są bardziej pionowo zintegrowani z łańcuchem wartości akumulatorów, mając łatwiejszy dostęp do surowców.

W dodatku Europa pozostaje nie tylko za Chinami, ale także za USA. Strategia amerykańskiego rządu oraz śrubowane cele sprzedażowe w połączeniu z pomocą finansową w ramach ustawy o ograniczaniu inflacji (IRA) mocno pobudziły amerykański przemysł samochodowy. A to ograniczyło na tamtejszym, wyjątkowo cennym dla e-aut, rynku konkurencyjność europejskich producentów. – W przeciwieństwie do Chin i Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej brakuje solidnej strategii przemysłowej wspierającej produkcję pojazdów elektrycznych – stwierdziła Sigrid de Vries, dyrektor generalna ACEA.

W takiej sytuacji pozostaje budowa barier. Według Ośrodka Studiów Wschodnich, władze UE coraz bardziej skłaniają się ku decyzji o nałożeniu restrykcji na import samochodów elektrycznych z Chin. Obawiają się jednak analogicznych kroków w Chinach, co uderzyłoby głównie w producentów niemieckich, którzy zarówno eksportują auta do Chin, jak i produkują je na miejscu (Volkswagen ma tam 24 fabryki prowadzone razem z chińskimi partnerami). Tym bardziej, że udział chińskiego rynku w sprzedaży takich marek jak BMW, Audi, Mercedes czy Volkswagen w pierwszej połowie 2023 r. wynosił ok. jednej trzeciej.

Na razie główną barierą w zaakceptowaniu chińskich e-aut pozostaje obawa o jakość. Niemiecki magazyn Auto Motor Sport opublikował na początku marca wyniki porównawczego testu czterech samochodów elektrycznych: dwóch europejskich i dwóch chińskich. Z chińskimi BYD Dolphin i GWM (Great Wall Motors) Ora 03, zestawiono Cuprę Born i Opla Astrę electric. – Chińskie samochody elektryczne: tanie, ale niezbyt dobre – brzmiała konkluzja porównania. Okazało się, że w chińskich elektrykach zawodziły systemy asystujące, nawigacja się myliła, były problemy z hamulcami i układem kierowniczym. Szczególnie słabo w porównaniu do europejskich elektryków prezentowała się jakość użytych we wnętrzu materiałów oraz spasowanie poszczególnych elementów.

Należy przypuszczać, że te mankamenty będą jednak znikać, bo chińskie marki potrafią szybko odrobić jakościowy dystans do konkurencji. Część produkcji będzie także przenoszona do Europy. Przykładem są plany Geely ulokowania produkcji własnych elektryków w fabryce Izery w Jaworznie.

Na polskim rynku chińskich elektryków też zaczyna przybywać. W zestawieniu rankomat.pl, jednym z najtańszych jest miejski hatchback MG4, produkowany przez brytyjsko-chińską markę MG Motor. Kosztuje od 124,2 tys. zł. Za 135,5 tys. zł można kupić rodzinnego SUV-a Euniq6 z akumulatorem o pojemności 70 kWh, na którym da się przejechać do 465 km. Inne auto, kompaktowy crossover Seres 3, dostępny jest od ręki za 187,5 tys. zł.

Są też droższe propozycje: np. NIO ET5, sedan klasy średniej. Ma szklany dach, klamki wysuwające się z nadwozia, kurtynowe oświetlenie otoczenia oraz sporo miejsca w środku. Ale kosztuje prawie 300 tys. zł.

Pierwszy desant już został wyładowany w niemieckim Bremerhaven: przed tygodniem wpłynął tam BYD Explorer 1: dwustumetrowy frachtowiec zbudowany specjalnie dla chińskiego producenta samochodów, który przywiózł 3 tys. tanich aut elektrycznych. Kolejne takie transporty są już awizowane. W perspektywie na masową skalę, bo flota samochodowców nastawionych na zaopatrywanie Europy ma się szybko powiększać.

Już teraz widać, że chińskich aut na prąd przybywa na europejskich rynkach w coraz szybszym tempie. Jeśli według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów (ACEA) w 2019 r. stanowiły one 0,4 proc. sprzedaży nowych aut z napędem bateryjnym w Unii Europejskiej, to w 2020 r. było to 1,4 proc., w 2021 r. 1,7 proc., a z końcem 2022 r. ich udział wzrósł już 3,7 proc. To jeszcze nic, bo prognoza Komisji Europejskiej na 2025 r. zakłada, że sięgnie nawet 15 proc.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Krzysztof Kostowski, założyciel PlayWaya: Kieruję się sentencją „show me the money”
Biznes
Hubert Kamola został prezesem ZA Puławy
Biznes
Rosja kupiła już zachodnie części do samolotów bojowych za pół miliarda dolarów
Biznes
Pasjonaci marketingu internetowego po raz 22 spotkają się w Krakowie
Biznes
Legendarny szwajcarski nóż ma się zmienić. „Słuchamy naszych konsumentów”