Radykalny wzrost kosztów produkcji samochodów spełniających Euro 7

Rosnące przez Euro 7 koszty produkcji samochodów będą musiały doprowadzić do wzrostu cen w salonach dilerskich.

Publikacja: 24.05.2023 03:00

Zdaniem producentów aut, wprowadzenie nowej zaostrzonej normy emisji spalin przyniosłoby więcej szkó

Zdaniem producentów aut, wprowadzenie nowej zaostrzonej normy emisji spalin przyniosłoby więcej szkód niż pożytku

Foto: shutterstock

Perspektywa wprowadzenia normy Euro 7 coraz bardziej podgrzewa nastroje w europejskiej branży motoryzacyjnej. Zlecone przez nią badania wskazują na radykalny wzrost kosztów produkcji samochodów, uwzględniających zaostrzone poziomy emisji. Wyprodukowanie samochodu osobowego i dostawczego byłoby droższe o ok. 2 tys. euro, natomiast pojazdów ciężarowych i autobusów – o 12 tys. euro. W rezultacie ceny detaliczne aut miałyby wzrosnąć jeszcze bardziej.

To, co jest, wystarczy

ACEA przekonuje, że już dzięki obecnej normie Euro 6 Unia Europejska dysponuje najbardziej kompleksowymi i najbardziej rygorystycznymi normami emisji zanieczyszczeń na świecie, takich jak tlenki azotu i cząstki stałe. – Europejski przemysł motoryzacyjny jest zaangażowany w dalsze ograniczanie emisji, jednak propozycja Euro 7 nie jest właściwym sposobem, aby to zrobić, ponieważ miałaby bardzo mały wpływ na środowisko przy bardzo wysokich kosztach – stwierdziła Sigrid de Vries, dyrektor generalna ACEA. Z kolei Carlos Tavares, prezes koncernu Stellantis, stwierdził, że nowe zaostrzone przepisy dotyczące emisji przyniosłyby znacznie więcej szkód niż pożytku.

Opór przeciwko wprowadzeniu Euro 7 rośnie, bo skutki dla producentów i rynku mogą okazać się bardzo negatywne. Już w trakcie lutowego spotkania w Strasburgu ministrowie transportu ośmiu państw członkowskich Unii Europejskiej (Czech, Niemiec, Włoch, Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii i Portugalii) stwierdzili, że Euro 7 idzie zdecydowanie za daleko i zagraża konkurencyjności gospodarek państw Unii Europejskiej. Niemcy co prawda wycofały sprzeciw po otwarciu przez KE furtki dla silników wykorzystujących paliwa syntetyczne w planowanym zakazie rejestracji aut spalinowych, ale pozostałe kraje liczą na przyciągnięcie kolejnych niechętnych nowej normie dla jej zablokowania.

Wprowadzenie ostrzejszej normy emisji spalin musi się wiązać z dodatkowymi nakładami na opracowanie i wdrożenie skuteczniejszej technologii eliminowania zanieczyszczeń, a także na produkcję nowych urządzeń. – Jeśli producent będzie musiał ponieść dodatkowe koszty, to zawsze będzie miało to przełożenie na cenniki w salonach – mówi Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Samar.

Na polskim rynku, gdzie rosnące ceny sięgają już sufitu i hamują sprzedaż – średnia dla samochodu osobowego wynosi obecnie 167 tys. zł, tak wysoka podwyżka byłaby dodatkową barierą dla potencjalnych nabywców, przede wszystkim w grupie klientów indywidualnych. Zwłaszcza że polski rynek nowych aut pozostaje słaby. Choć w kwietniu 2023 r. zarejestrowano 35,5 tys. nowych samochodów osobowych, to poprawa względem tego samego miesiąca ubiegłego roku jest niespełna 2-procentowa. Z kolei w porównaniu z kwietniem sprzed pandemii rejestracje nowych aut osobowych notują 23-procentowy spadek.

Jeszcze za mało

Za zaostrzeniem norm emisji są organizacje propagujące rozwój elektromobilności i zrównoważonego transportu. – Normy Euro wprowadzamy w UE od 1993 r. i średnio co pięć lat są zaostrzane. W związku z tym wprowadzenie kolejnej normy byłoby zgodne z mechaniką wprowadzania poprzednich – mówi Rafał Bajczuk, starszy analityk w Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych (FPPE).

Według brukselskiej organizacji Transport & Environment (T&E), Komisja Europejska zaproponowała bardzo słabe przepisy, nieodzwierciedlające zaleceń ekspertów i utrzymujące limity emisji ustalone dla samochodów benzynowych ponad dziesięć lat temu. – Ale przemysł samochodowy sprzeciwia się nawet temu wnioskowi, twierdząc, że byłoby to zbyt kosztowne rozwiązanie – stwierdza T&E.

FPPE liczy, że Euro 7 przyspieszy elektryfikację nowych samochodów. – Najwięksi producenci zapowiadają, że w latach 2030–2033 chcą całkowicie zrezygnować ze sprzedaży nowych samochodów z silnikiem spalinowym i zamiast tego oferować tylko samochody zeroemisyjne. Wprowadzenie normy może przyspieszyć wprowadzanie na rynek modeli elektrycznych i stopniowe wycofywanie spalinowych – uważa Bajczuk.

Tymczasem według ACEA fatalne dla rynku skutki przyniosłyby pośrednie koszty Euro 7, jak wzrost zużycia paliwa będący efektem montażu dodatkowych urządzeń filtracyjnych. – Zwiększyłyby całkowity koszt posiadania pojazdu, wywierając dodatkową presję finansową na konsumentów i przedsiębiorstwa w czasach wysokiej inflacji i rosnących cen energii – ostrzega ACEA.

Perspektywa wprowadzenia normy Euro 7 coraz bardziej podgrzewa nastroje w europejskiej branży motoryzacyjnej. Zlecone przez nią badania wskazują na radykalny wzrost kosztów produkcji samochodów, uwzględniających zaostrzone poziomy emisji. Wyprodukowanie samochodu osobowego i dostawczego byłoby droższe o ok. 2 tys. euro, natomiast pojazdów ciężarowych i autobusów – o 12 tys. euro. W rezultacie ceny detaliczne aut miałyby wzrosnąć jeszcze bardziej.

To, co jest, wystarczy

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Wielkie firmy zawierają sojusz kaucyjny. Wnioski do KE i UOKiK
Biznes
KGHM zaktualizuje strategię i planowane inwestycje
Biznes
Rośnie znaczenie dobrostanu pracownika
Materiał partnera
Handel z drugiej ręki napędza e-commerce
Materiał partnera
TOGETAIR 2024: drogi do ocalenia Ziemi