Około 500 firm zajmujących się sprzedażą węgla z polskich kopalń będzie musiało zapłacić nowy podatek od sprzedaży detalicznej. Według szacunków Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla w całej Polsce handluje nim ponad 10 tys. firm, w większości małych i średnich. – To miał być bat na uciekające z zyskiem hipermarkety, a jak zwykle obrywa się rodzimym przedsiębiorcom, do tego sprzedającym nasz rodzimy węgiel na trudnym rynku – komentuje Łukasz Horbacz, prezes SAM-BUD-ROL z Gogolina, jednej z takich firm i członek zarządu Izby.
Dobijanie branży
Według pierwotnego projektu ustawy podatkiem mają być objęte wszystkie sieci handlowe, posługujące się wspólną marką oraz sprzedawcy detaliczni, którzy uzyskają przychód ze sprzedaży towarów w wysokości powyżej 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie). Jednak w projekcie sieć handlowa jest bardzo szeroko zdefiniowana i odwołuje się do podmiotów posługujących się wspólną marką. Wiele z podmiotów handlujących węglem sezonowo przekracza ten poziom sprzedaży.
– To branża mocno sezonowa, z nikłą marżą netto, w granicach 1 do 2 proc. Sytuacja branży, także sprzedawców, jest tragiczna ze względu na trzeci z kolei ciepły sezon grzewczy, a rząd chce nas dobić kolejnym podatkiem – tłumaczy prezes SAM-BUD-ROL. Spółka działa na rynku od 25 lat. Ma składy opału w Gogolinie, Krapkowicach, Kłodzku i Dzierżoniowie, z których zaopatruje ponad 15 tys. klientów detalicznych na terenie województwa opolskiego i dolnośląskiego, a także kilkaset niezależnych składów opału na terenie całej Polski. Najwięcej sprzedaje na koniec lata, przed sezonem grzewczym. Potem jest zastój.
Właściciel innej firmy (prosi o anonimowość): – Nie ma z czego zapłacić tego podatku. Węgiel ma ogromne ubytki, bo jest zanieczyszczony. Bywa, że kupuję z kopalni 25 ton, a z tego 500 kg to miał, którego nie sprzedam – opowiada.
Projekt ustawy przewiduje kilka wyłączeń. To m.in. dostarczany za pośrednictwem sieci dystrybucyjnych do mieszkań prąd, woda czy gaz. Na liście wyłączeń nie znalazły się paliwa stałe (węgiel) i płynne (ropa), choć i z nich korzystają konsumenci do ogrzewania domów. – To zwykle mniej zamożni starsi ludzie, których nie stać na zmianę ogrzewania – dodaje Horbacz.