Wartość polskiego eksportu towarów (liczona w euro) zwiększyła się w lipcu o 19,9 proc. rok do roku, po zwyżce o 25,8 proc. w czerwcu – podał we wtorek Narodowy Bank Polski. Wzrost wartości importu zwolnił równie mocno: do 23,5 proc. rok do roku z 31,5 proc. miesiąc wcześniej. Mimo to deficyt Polski w handlu towarowym pogłębił się do niemal 1,5 mld euro z nieco ponad 0,8 mld euro w czerwcu.

– Saldo handlowe jest ujemne już od 14 miesięcy. To skutek tzw. szoku terms of trade, czyli znacznie szybszego wzrostu cen w imporcie niż w eksporcie – komentuje Urszula Kryńska, ekonomistka z PKO BP. Wysokie rachunki za import to przede wszystkim efekt wzrostu cen surowców energetycznych. W lipcu, jak podał NBP, ceny importowanej ropy osiągnęły kolejne maksimum – 460 złotych za baryłkę.

Jednocześnie wyhamował wzrost importu towarów zaopatrzeniowych. W ocenie analityków z NBP mogło to wynikać zarówno z wolniejszego wzrostu cen tych towarów, jak i pewnego osłabienia popytu. To ostatnie zjawisko wpisywałoby się w liczne sygnały, że firmy przestają powiększać swoje zapasy komponentów i materiałów. Kumulacja zapasów była zaś czynnikiem napędzającym wzrost PKB w ostatnich kwartałach.

Czytaj więcej

Nieoczekiwane odbicie eksportu samochodów