Rada UE przyjęła ostatnio rozporządzenie, dzięki któremu – jak przekonują brukselscy urzędnicy – „państwa członkowskie będą mogły otrzymać w tym roku dodatkowe 3,5 mld euro, w zależności od liczby uchodźców przybywających z Ukrainy”. Pieniądze z programu REACT-EU (czyli instrumentu wsparcia odbudowy po pandemii) mają zostać uruchomione natychmiast po oficjalnej publikacji rozporządzenia, co oznacza, że mogą być dostępne jeszcze w kwietniu.
Potrzeby są większe
W reakcji strony polskiej nie widać jednak entuzjazmu i to z kilku powodów. Przede wszystkim, to nie są żadne dodatkowe środki. – KE nie planuje obecnie nowych funduszy na wsparcie krajów UE, przyjmujących uchodźców z Ukrainy. Ogłoszone rozstrzygnięcie dotyczy przesunięcia terminów płatności z 2023 r. na 2022 r. w ramach obecnie obowiązujących wieloletnich ram finansowych – wyjaśnia nam Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej. Innymi słowy, Polska i tak by te pieniądze dostała, tyle że nieco później i na inne cele.
Drugim problemem jest sama kwota przyspieszonych zaliczek z REACT-EU. W przestrzeni medialnej pojawiała się wartość 600 mln euro dla Polski, jednak resort funduszy zaznacza, że w kończącej się perspektywie finansowej nie mamy już praktycznie środków z UE, które mogłyby być odpowiednio wykorzystane na ten cel. Jeśli już, to mowa o ok. 190 mln euro, które zostały przekierowane na projekty wspierające uchodźców.
– To są kwoty zupełnie nieadekwatne do potrzeb związanych z napływem uchodźców – komentuje Małgorzata Lelińska, dyrektorka departamentu funduszy UE i edukacji cyfrowej w Konfederacji Lewiatan. I dodaje, że z tego typu unijnych funduszy nie da się pokryć bieżących kosztów przyjęcia uchodźców, takich jak zapewnienie im zakwaterowania, wyżywienia, środków higieny osobistej, leczenia – które dziś obciążają budżet Polski. Fundusze UE można jedynie wykorzystać na bardziej pośrednie działania w obszarze edukacji i nauki, rynku pracy czy służbie zdrowia.