Na pokładach statków koreańskiego armatora Hanjin Shipping, który 31 sierpnia ogłosił bankructwo, utknęło ponad 500 tys. 20-stopowych kontenerów. – Kilkanaście tysięcy z nich należy do polskich firm spedycyjnych. To zaburzyło ich łańcuchy dostaw i spowodowało dodatkowe koszty – mówi Marek Tarczyński, prezes Polskiej Izby Spedycji i Logistyki.
Według informacji armatora z 12 września 48 statków pływających w jego barwach czekało w pobliżu portów (nie wchodząc do nich z powodu zakazu władz portu lub decyzji kapitana), 13 zmierzało do portów przeznaczenia, a 15 zostało obłożonych sekwestrem lub aresztowali je wierzyciele. Jeden statek, m.in. z polskim ładunkiem, zawinął do Hamburga krótko po ogłoszeniu decyzji o niewypłacalności, skąd można kontenery odebrać po dodatkowym opłaceniu kosztów przeładunku na terminalu.
– Z informacji, które dostajemy od armatorów wchodzących w skład konsorcjum CKYHE, do którego należał Hanjin, wynika, że próbują przejąć kontrolę nad ładunkami, obligując armatora do wejścia do pierwszego możliwego portu bez względu na planowany wcześniej kierunek. Próbują też opłacić dalsze koszty dostawy do klientów. Jednak na razie brak konkretów – informuje Anna Szymanowicz, dyrektor sea & air w Raben Logistics Polska.
Wartość wszystkich towarów w kontenerach znajdujących się na pokładach statków Hanjinu szacowana jest na 14 mld dol. Prawdopodobna wartość ładunku polskich odbiorców wynosi ok. 300 mln dol., czyli ponad 1 mld zł.
Kontenerowce Hanjinu nie pływały do polskich portów, towar do naszego kraju przywożony był z terminali Morza Północnego. Odbiór kontenerów Hanjinu skomplikował się przez obawy właścicieli tamtejszych portów i terminali o płatności za usługi. Jeżeli już godzą się na przyjęcie statku Hanjinu, domagają się dodatkowych opłat od spedytora odbierającego kontenery.