Podobieństw między firmami jest więcej i nie wynikają one bynajmniej z faktu, że wiropłatowe spółki należą do tego samego, włoskiego właściciela.
Ciszę zielonego kornwalijskiego zakątka, tak jak w polskiej fabryce, co chwila przerywa warkot śmigłowcowych łopat i turbinowych silników.
W 50-tysięcznym Yeovil lotnicza firma wrosła w lokalną społeczność, tak jak zakłady Leonardo w tkankę lotniczego Świdnika. Angielscy gospodarze podkreślają subtelną różnicę: w Leonardo Helicopters Yeovil – spółce stanowiącej, podobnie jak PZL, własność włoskiego zbrojeniowego giganta, już czwarte pokolenie tutejszych rodzin pracuje dla skrzydlatego przemysłu. Świdnik ma krótszy staż, też jednak zaczynał od produkcji samolotów, zanim pod koniec lat 50. XX w. zajął się śmigłowcami. Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters, podkreśla podobieństwa: w Świdniku nie ma rodziny której przedstawiciele nie pracowaliby w przeszłości albo teraz przy helikopterowych „śmigłach".
W branży awiacyjnej tradycje, doświadczenia, ciągłość skrzydlatego biznesu mają dla rozwoju i jakości wytwarzanych statków powietrznych fundamentalne znaczenie. Lotnicze zakłady Westland z Yeovil pierwsze licencyjne bombowe samoloty wysyłały już na fronty I wojny światowej. W kolejnej wielkiej wojnie brały udział produkowane w kornwalijskiej spółce, obok wielu innych maszyn, legendarne myśliwce Spitfire. Epokę angielskich wiropłatów rozpoczynały w 1946 roku helikoptery S51 Dragonfly.
W integracji siła
Królewskie Siły Powietrzne (RAF) od tego czasu dobrze znają kornwalijski adres – opuszczały go kolejne generacje bojowych i cywilnych statków powietrznych marki Westland: w sumie 8,7 tys. samolotów i helikopterów.