Rosyjski przedsiębiorca Andriej Trubnikow zaczynał od produkcji napojów. Jednak pewnego dnia uderzyło go, że jego kraj eksportuje jedynie ropę i gaz, a ma o wiele większe możliwości.
- Pomyślałem, że mamy tak czystą krainę jak Syberia i wiele ziół… Więc czemu nie stworzyć marki opartej na dzikich ziołach z Syberii – zwierzył się Trubnikow reporterowi BBC.
Jak pomyślał, tak zrobił i podjął przy tym jedną ważną decyzję – by marka mogła być globalna, zioła są „syberyjskie”, a nie „rosyjskie”. Trubnikow szczerze tłumaczy, że Rosja kojarzona jest z działalnością Kremla, co nie budzi u zachodniego konsumenta pozytywnych odczuć. Dzięki temu jego firma eksportuje już 15 procent produkcji do 45 krajów świata, a marka Natura Siberica jest szczególnie popularna w Grecji i Hiszpanii.
Historia marki to historia szybkiego sukcesu. Stworzona w 2008 roku, osiągnęła już sprzedaż na poziomie 300 milionów dolarów i zatrudnia 4 tysiące pracowników w trzech fabrykach w Rosji i jednej w Estonii. W ofercie ma 400 różnych produktów, w tym np. szczególnie popularne w ciepłych krajach kosmetyki do… ochrony skóry przed słońcem. A wszystko zaczęło się od kupionej przez Trubnikowa farmy, na której rozpoczął uprawę ziół.
W surowiec Natura Siberica zaopatruje się także na inne sposoby. Zatrudnia lokalnych pracowników do zbierania dzikich ziół w regionie znanym nie tylko z niskich temperatur, ale także olbrzymich przestrzeni nietkniętych specjalnie działalnością człowieka. To jedna z gwarancji tego, że syberyjskie zioła są naprawdę dobre.