W ostatnich dniach grudnia we Francji trwała prawdziwa wojna cenowa. Super- i hipermarkety, wyspecjalizowane salony obniżały ceny nawet o 30 proc. Szampan, który dwa lata temu kosztował 13 euro jest dziś wart 10 — mówi Sébastien Robert, kupujący to wino musujące dla sieci Leclerca we wschodniej Francji. Są też butelki za 8,50 czy nawet za 5,30 dzięki dodatkowym rabatom przy kasie.
To zupełnie odwrotna tendencja niż w minionych latach, gdy ceny rosły pod niebo, a producenci stawiali na najbardziej luksusowe marki. W ciągu 20 lat do 2007 r. wartość sprzedanego szampana podwoiła się, a liczba wyprodukowanych butelek wzrosła tylko o 20 proc.
Nadszedł jednak kryzys i sprzedaż załamała się o 30, a nawet o 60 proc. na rynkach eksportowych, zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii. Wszystkie firmy musiały oszczędzać, skreślono więc szampana z listy trunków oferowanych na bankietach i jako prezenty. W I półroczu sprzedaż zmalała o 41 proc., w całym roku spadek wyniesie 12 proc. — szacują w organizacji branżowej CIVC. W 2008 r. sprzedaż szampana na świecie zmalała o 2,6 proc.
Do pierwszych agresywnych rabatów doszło po wielkim kryzysie w 2000 r., gdy ceny szampana mocno zmalały po hucznych obchodach wejścia w nowe tysiąclecie — mówi analityk z firmy maklerskiej CM-CIC, Francis Pretre — Jeśli taki stan potrwa w przyszłym roku, to mocno zaszkodzi wizerunkowi szampana — dodaje. Producenci i handlowcy są jednak lepszej myśli.
Ceny zaczęły maleć w I półroczu, bo sklepy nagromadziły duże zapasy w ostatnich latach i pozbyły się ich. Masowa wyprzedaż nastąpiła zwłaszcza w Tokio i Nowym Jorku — wyjaśnił Paul-Francois Vranken, prezes słynnej piwnicy Vranken-Pommery. Doszło więc do kryzysu w dostawach, a nie w spożyciu.