O tym, jak trudno o jakiekolwiek inwestycje, gdy wokół las, chronione bagna lub parki krajobrazowe, najlepiej wie Leszek Olgrzymek, wójt gminy Bytnica w Lubuskiem, jednym z najbardziej zalesionych obszarów Polski. Lasy stanowią prawie 79 proc. powierzchni jego gminy.
– Obszary chronione są aż na 85 proc. powierzchni. Mamy w związku z tym tylko koszty, bo nie idą za tym żadne środki – mówi Olgrzymek. Niższe są np. dochody gmin z podatków rolnych, bo mieszkańcom nie wolno stosować pestycydów, a co za tym idzie, ich plony są mniejsze.
Olgrzymkowi wtóruje Waldemar Górczyński, wójt gminy Pszczew, zalesionej w 51 proc., też z 85-proc. udziałem obszarów prawnie chronionych.
– Inwestorzy omijają nas szerokim łukiem. Konieczność otrzymania decyzji środowiskowej skutecznie odstrasza potencjalnych chętnych – mówi Górczyński, który jest w zarządzie Związku Gmin Wiejskich RP.
Związek od miesięcy zabiegał o to, by z budżetu państwa gminom takim jak Bytnica czy Pszczew wypłacana była subwencja. Samorządowcy chcieli, by było to ok. 100 zł za hektar. Według ich szacunków koszty dla budżetu wyniosłyby ok. 800 mln zł, do 1 mld zł rocznie.