– Nie wiadomo, kiedy rynek europejski się ożywi. Nie mogę więc mówić o żadnych konkretach – powiedział „Rz" szef Fiata Sergio Marchionne podczas międzynarodowego salonu samochodowego w Detroit. – To, co zrobiłem (cięcia zatrudnienia w fabryce w Tychach – red.), nakazywał mi zdrowy rozsądek. Z bólem muszę go czasami słuchać – mówił. I przyznał, że czeka go jeszcze zmniejszenie zatrudnienia we Włoszech.
Wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński zapowiedział, że zamierza spotkać się z Marchionnem na przełomie stycznia i lutego. – Jedyne, co będę teraz mógł powiedzieć, to że z ciężkim sercem podejmowałem decyzję o cięciach w Tychach i że kiedy tylko to będzie możliwe, znajdę pieniądze na inwestycje w fabryce w Polsce. Ale wcześniej muszę być przekonany, że rynek europejski wyszedł z dołka. Mam nadzieję, że już w tym roku w Europie dojdzie do względnej stabilizacji – mówił Marchionne. – Nauczony doświadczeniami, teraz muszę być jednak niesłychanie ostrożny w składaniu jakichkolwiek obietnic – mówił.
Przy tym szef Fiata/Chryslera nie ukrywał, że zrobił wszystko, co tylko możliwe, aby zainteresować Brukselę katastrofalną sytuacją europejskiego przemysłu samochodowego. Protestował również przeciwko podpisywaniu umowy o wolnym handlu z Koreą Południową i bezcłowym imporcie aut z tego kraju. – Niestety, nikt nie chciał mnie słuchać – powiedział.
Wywiad z szefem Fiata w najnowszym wydaniu tygodnika „Bloomberg Businessweek Polska"