Przeciętne wynagrodzenie w polskiej gospodarce w czwartym kwartale zwiększyło się do 2 tys. 899 zł i było o 8,9 proc. wyższe niż rok wcześniej – poinformował w poniedziałek GUS. To wyraźnie wolniejszy wzrost niż w III kwartale, gdy przeciętne płace poszły w górę aż o 9,7 proc. w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku. – Z punktu widzenia gospodarki przyhamowanie wzrostu płac to bardzo dobra wiadomość, bo obniża presję inflacyjną i poprawia relację między płacą a wydajnością pracy. Ta ostatnia rosła do tej pory zdecydowanie wolniej niż wynagrodzenia – ocenia prof. Maria Drozdowicz ze Szkoły Głównej Handlowej. Jej zdaniem wyhamowanie dynamiki wzrostu płac może być jednak także sygnałem, że gospodarka nieco zwalnia.
– Można było się tego spodziewać, choć nie aż w takiej skali. Prawdopodobnie wynika to z tego, że roczne premie i bonusy nie były już tak duże, jak można się było spodziewać – mówi Łukasza Tarnawa, główny ekonomista DM PKO BP.
Wiesław Łagodziński, rzecznik GUS, twierdzi, że skala przyhamowania wzrostu płac w IV kw. jest niezbyt duża i wynika głównie z wyższej bazy w końcówce 2006 r. Zwraca też uwagę na wysoki realny wzrost przeciętnych wynagrodzeń w gospodarce narodowej w całym ubiegłym roku. Według danych GUS wyniósł on aż 6,3 proc. W porównaniu z 2005 r. realne przeciętne wynagrodzenie było w ubiegłym roku aż o 10,5 proc. wyższe.
– Te dane pokazują, że w ubiegłym roku po raz pierwszy od lat beneficjentem wzrostu gospodarczego stała się sfera usług społecznych, m.in. służba zdrowia i szkolnictwo, mimo że odczucia tych grup są nieco inne – mówi Łagodziński, który spodziewa się kolejnych podwyżek płac w tym roku.
Tymczasem dane o grudniowych płacach w sektorze przedsiębiorstw mogą wskazywać na to, że przynajmniej część firm zbliża się do równowagi między popytem na pracę a podażą. Według danych GUS średnia płaca w przedsiębiorstwach, która w listopadzie skoczyła aż o 12 proc., licząc rok do roku, w grudniu wzrosła do 3 tys. 256 zł, czyli o 7,2 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem 2006.