Polacy kupili w ubiegłym roku za pośrednictwem Internetu żywność wartą ok. 100 mln zł – wynika z szacunków analityków.

– Rynek ma perspektywy, chociażby dlatego, że nikt nie lubi tracić czasu w kolejkach – mówi Piotr Jarosz, wydawca serwisu Sklepy24. Jak podaje, w sieci działa już 86 sklepów z żywnością. Jego zdaniem za dwa lata handel elektroniczny będzie stanowić 4 proc. całej sprzedaży detalicznej w Polsce. W przypadku żywności obroty rosną o kilkaset procent rocznie. Firmy spodziewają się utrzymania tego tempa w kolejnych latach.

Największe spółki handlowe nie palą się jednak do wejścia do sieci. Wśród wielkich graczy w bardzo ograniczonym zakresie sprzedaż w Internecie prowadzi jedynie E.Leclerc. Jego główni konkurenci nawet nie planują uruchomienia e-sklepów. – Skupiamy się na otwieraniu sklepów tradycyjnych, bo konkurencja jest ogromna. W przyszłości możemy wejść w ten segment – mówi Przemysław Skory z Tesco.

Tymczasem coraz więcej Polaków kupuje żywność w sieci. – W tym roku spodziewamy się wzrostu liczby klientów o kilkaset procent. W grudniu 2006 r. mieliśmy kilkanaście zamówień dziennie, obecnie ponad 100, a średnie zamówienie to ok. 250 zł – mówi Witold Ferenc, prezes zarządu Frisco.pl.

Od kilku dni delikatesowaAlma ma sklep internetowy obsługujący klientów w regionie Warszawy. – Mamy kilkadziesiąt zamówień dziennie. W najbliższych miesiącach wejdziemy do kolejnych miast – mówi Piotr Urbański, dyrektor handlowy Almy. Podobne plany mają też Bomi oraz Piotr i Paweł, którego obroty w internecie też rosną po 100 proc. rocznie. Sklepów przybywa, choć sprzedaż żywności w internecie wiąże się z wielkimi inwestycjami. – Jeden samochód dostawczy z chłodnią kosztuje ok. 150 tys. zł. Sklep tradycyjny można otworzyć za 150 – 200 tys. zł, w internetowy przez dwa, trzy lata trzeba zainwestować 10 – 15 mln zł – dodaje Witold Ferenc.