Ta forma się nie przeżyła wystarczy spojrzeć na Microsoft, nawet na niektóre amerykańskie koncerny naftowe. Nadal pozostają firmami rodzinnymi i trzymają się wartości rodzin, które je założyły. Inna sprawa, że kiedy patrzę na dzisiejsze protesty przeciwko wysokim cenom paliw i pojazdy podpalane na ulicach, dziękuję Bogu, że nie należą do nas. Zbankrutowałaby wtedy nie tylko firma, ale i rodzina. Bo w porównaniu z dużymi firmami międzynarodowymi pewnie jesteśmy biedniejsi, ale dla klienta znacznie bardziej wiarygodni.
Tyle że nawet spotkania rodzinne zmieniają się w posiedzenia zarządu firmy; czy to nie jest uciążliwe?
To prawda. Ale komfort daje świadomość, że doskonale zdajemy sobie sprawę ze wszystkich ograniczeń i przewag. Właściciel rzeczywiście znacznie więcej czasu poświęca firmie niż wówczas, gdy prezes jest wynajęty i musi tylko wykazać się dobrymi wynikami na koniec roku. Nie może powiedzieć: ten rok poszedł marnie, ale za trzy lata będzie lepiej. W firmach rodzinnych, którym także zdarzają się bankructwa, na to, co udało się dokonać, patrzy się jak na srebra rodowe.
Taka firma jak wasza z pewnością odczuje skutki spowolnienia gospodarki w Hiszpanii?
Już to odczuwamy. Ale i tu jest zaleta firmy rodzinnej. Bo jesteśmy jak mrówki, które latem zbierają ziarno, znoszą je do gniazd i przechowują na zimę. Jeśli ktoś zjadł całe ziarno, kiedy jest ciepło, nie będzie go miał w trudnych czasach.
A Grupo Carreras zebrało ziarno na zimę?