Niektórzy eksperci żartowali wczoraj, że by poznać długoterminowe prognozy cen węgla, trzeba pójść do wróżki. – Mają być udostępniane złoża w Azji, m.in. w Mongolii i w Afryce, ale na efekty trzeba poczekać – mówi dr inż. Urszula Ozga-Blaschke z zakładu ekonomiki PAN. Mniejsza podaż surowca przy ogromnym popycie, zwłaszcza w Azji, oraz ograniczeniach eksportowych gospodarza igrzysk i potęgi węglowej – Chin – to jeden z powodów rosnących cen.
W Polsce jest podobnie. Efekt otwarcia nowych rodzimych złóż (np. pola Stefanów kopalni Bogdanka czy Bzie-Dębina i Pawłowice w Jastrzębskiej Spółce Węglowej) odczujemy najwcześniej za dziewięć – dziesięć lat.
– To efekt wieloletnich zaniedbań. Mieliśmy za dużo węgla, nie myślano o eksporcie, zakłady zamykano, a o inwestycjach w nowe nikt nie chciał słyszeć – tłumaczy prof. Wiesław Blaschke z PAN. Po roku 1989 w Polsce otwarto tylko jedną kopalnię – Budryk, a zamknięto ponad 40.
Polskie spółki węglowe mają ambitne plany rozwoju, jednak górnictwo musi schodzić coraz głębiej, warunki są coraz cięższe, więc i koszty rosną. A górnicy chcą coraz wyższych płac.
– Dlatego ceny niższe na pewno nie będą – przekonuje dr Ozga-Blaschke. – Konkrety? Żaden duży bank czy broker nie przewidział, że Mittal zgodzi się zapłacić w kontrakcie za najdroższy węgiel koksujący 305 dolarów za tonę. A tak się stało. Dlatego wszyscy są w prognozach ostrożni. Najnowsze przewidywania mówią, że w 2012 r. ceny spadną, ale używa się słowa „może”.