Państwowe uzdrowiska mogą się pochwalić sporym obłożeniem, nierzadko przekraczającym 90 proc. Jednak ok. 80 proc. ich klientów stanowią pacjenci kierowani przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
– Stawka od NFZ w tym roku po raz pierwszy od trzech lat lekko wzrosła. Ale nadal jest dwukrotnie niższa od tej, jaką dostają od tamtejszych kas chorych uzdrowiska w Czechach czy na Słowacji. Dzięki temu one mają środki na inwestycje, a nam ich ciągle brakuje – mówi Jerzy Szymańczyk, prezes Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich oraz Unii Uzdrowisk Polskich zrzeszającej państwowe sanatoria.
W sumie potrzebują one na inwestycje ok. 1,3 mld zł. Dziewięć spośród 24 państwowych spółek uzdrowiskowych generuje straty, zyski pozostałych są na poziomie kilkudziesięciu – kilkuset tysięcy złotych. Wiceminister skarbu Joanna Schmidt zapowiada szybką prywatyzację 16 uzdrowisk. – Pierwszych pięć: Kraków, Kamień Pomorski, Wieniec, Przerzeczyn i Ustka, chcemy sprywatyzować do końca marca przyszłego roku – mówi. Nie chce jednak zdradzić, jakiej sumy spodziewa się za ośrodki.
– Znalezienie inwestorów dla niektórych może okazać się problematyczne. Trudności nie powinno być w przypadku tych, które oprócz lecznictwa zajmują się produkcją wody mineralnej. Ale czas na pewno jest tu przeciwnikiem, gdyż konkurencja na rynku się zaostrza – ocenia Jerzy Szymańczyk.
– Naszą największą konkurencją są uzdrowiska zagraniczne – uważa Janusz Cisek, prezes uzdrowiska Krynica-Żegiestów. Prezes Szymańczyk jako konkurencję wskazuje także prywatne ośrodki spa i wellness, które coraz częściej rozbudowują swoją ofertę o zabiegi medyczne. Niektóre z nich skutecznie walczą nawet o kontrakty z NFZ, np. sprywatyzowany przed kilkoma laty Nałęczów (właścicielem jest Nestlé) czy giełdowa spółka Interferie.