Mark LaNeve, szef sprzedaży General Motors, podsumowując fatalne październikowe wyniki branży samochodowej na północnoamerykańskim rynku, stwierdził, że w swojej 27-letniej karierze nie widział aż tak złego miesiąca. – Takiego spadku obrotów branża nie doświadczyła od 1929 r. Sytuacja wygląda tak, jakby ktoś wyłączył światło – ocenił LaNeve. Z powodu spadku popytu na nowe auta tylko w ciągu dwóch tygodni w samochodowych fabrykach w Północnej Ameryce pracę straciło 10 000 osób.
W tej sytuacji firma BMW – uznana za jedną z najbardziej dochodowych w branży – nie wyklucza, że wystąpi o europejską i amerykańską pomoc rządową dla producentów samochodów. Do odejścia z pracy w amerykańskich fabrykach skłaniają odprawami Daimler i Honda. Kryzys dosięgnął nawet Japonii. W zakładach potężnej Toyoty w październiku pożegnało się z pracą 2000 robotników pracujących na kontraktach tymczasowych. W Europie koncerny skracają czas pracy, aby zmniejszyć zapasy aut stojących na placach.
Tymczasem Rolls-Royce ma zupełnie inne zmartwienie – długą kolejkę oczekujących na jego auta. Na najnowszego Phantoma Drophead, który kosztuje 400 000 dolarów, trzeba czekać cały rok, podobnie na wersję coupé. Kryzys niewiele tu zmienił. – Z kolejki zniknęło kilka osób, które zapisały się na auta, bo chciały je szybko i z zyskiem odsprzedać – mówi Tom Purvis, dyrektor zarządzający Rolls-Royce. Dlatego firma postanowiła zwiększyć produkcję fabryki w Goodwood (Wielka Brytania), zbudowanej zaledwie sześć lat temu. Rolls-Royce przyjmuje nowych pracowników i rozbudowuje zakład. Jeszcze w tym roku zatrudnienie zwiększy się tam o 200 osób, a kolejne 200 zacznie pracować w przyszłym roku.
Także Bentley ma wielomiesięczną listę oczekujących na samochody, z których każdy kosztuje około 200 000 euro. Zaledwie kilka lat temu firma produkowała około tysiąca samochodów rocznie. Teraz wypuszcza prawie dziesięć razy tyle i nadal nie może nadążyć za popytem. Zmodernizowany zakład w Crewe pracuje na dwie, a czasem na trzy zmiany.
Rekordowe wyniki notuje również Maserati. Marka, która była notorycznie deficytowa, w ubiegłym roku zarobiła 24 mln euro. W pierwszej połowie tego roku zysk operacyjny wyniósł 22 mln euro, a całoroczny plan sprzedaży to 9000 samochodów, który firma spodziewa się w całości zrealizować. Bestsellerem jest duże i drogie Quattroporte.