Czym się różni kopalnia miedzi od kopalni węgla

Kopalnia miedzi i soli Polkowice – Sieroszowice należąca do KGHM. Kilometr pod ziemią. Maszyny przypominają Transformersów. A krajobraz – jakąś odległą planetę w innej galaktyce. Obejrzyj galerię zdjęć z wnętrza kopalni "innej niż zazwyczaj"

Publikacja: 31.08.2010 19:11

Kopalnia soli kamiennej Polkowice Sieroszowice (KGHM Polska Miedź). Komora solna, wysoka na 12 m

Kopalnia soli kamiennej Polkowice Sieroszowice (KGHM Polska Miedź). Komora solna, wysoka na 12 m

Foto: Media-JF Jacek Filipiak

[link=http://www.rp.pl/galeria/309904,1,529562.html]Zobacz więcej zdjęć z kopalni miedzi i soli kamiennej[/link]

Kiedy weszłam do budynku kopalni KGHM wszystko wydawało mi się znajome – jak w kopalniach węgla, które zdradziłam tylko na chwilę odwiedzając kopalnię miedzi i soli. Nawet film instruktażowy z obsługi tzw. aparatu ucieczkowego (nakręcony notabene w należącej do Kompanii Węglowej kopalni węgla kamiennego Rydułtowy – Anna). Ubrania robocze, łaźnie – czułam się jak na „moim” węglu. Nawet gdy weszłam do szoli – windy zwożącej górników na dół, ta miała udźwig 20 ton – wizja zjazdu dokładnie kilometr pod ziemię nie była straszna, choć jak na razie była to największa głębokość, na jaką zjechałam pod ziemię. Wszystko zmieniło się, gdy wysiadłam na dole.

[srodtytul]Uwaga! Toro jedzie![/srodtytul]

Wiele słyszałam o tym, jak jest w kopalniach miedzi. Ci, którzy tam byli zawsze w pierwszej kolejności wspominają jedno: podziemną jazdę landroverami. Tak, tak, to nie pomyłka. Gdy wysiadłam z windy przerobione na górnicze potrzeby auta stojące na podziemnym parkingu były pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam.

W kopalniach węgla zazwyczaj transport odbywa się przy pomocy kolejki spągowej (jeżdżącej po torach) lub podwieszanej. A potem na piechotę do ściany wydobywczej czy przodka. - Tu byłoby to niemożliwe, bo operatorzy pracujących pod ziemią maszyn mają ograniczoną widoczność, to całkiem innym sprzęt niż na węglu, a maszyny stale przemieszczają się w wyrobiskach – tłumaczy Ryszard Niemasz, nadsztygar ds. eksploatacji maszyn dołowych w Polkowicach – Sieroszowicach.

Z tego samego powodu górniczy miedziowi na ubraniach roboczych założone mają dodatkowo odblaskowe pasy – także dlatego, by byli lepiej widoczni dla kierowców podziemnych samochodów.

Swoją drogą jazda takim wehikułem jest nieziemska. W wyrobiskach wybudowane są drogi, wszystkie oznakowane znakami „nakaz jazdy w prawo”, „STOP” itp. - jak na powierzchni. Jedyna różnica to zakazane na powierzchni, a nakazane wręcz pod ziemią trąbienie. Ostrzegawcze, zwłaszcza na skrzyżowaniu, dla innych aut oraz pracujących maszyn. A kto ma pierwszeństwo, gdy dwa pojazdy się nie mieszczą? Otóż auto ma dwa koguty. Pomarańczowy i czerwony. Powód?

- W razie wypadku taki samochód staje się karetką, może dowieźć lekarza, ale także zabrać rannego, bo wyposażony jest w nosze – mówi Niemasz.

Po kilkunastu minutach podróży docieramy do komory remontowej. To gigantyczny park maszyn, w którym ładowarki czy wozy odstawcze są przeglądane, serwisowane, a w razie potrzeby naprawiane. Moją uwagę przykuwa płaska maszyna z wielką łyżką – ładowarka zwana toro. Nic dziwnego, że kojarzy się z bykiem. Gdy operator zaczyna pokaz manewrów brakuje mi tylko muzyki, bo okazuje się, że ładowarka jest niesamowicie zgrabna, a możliwości łyżki na wysięgniku są zdumiewające.

[srodtytul]Syzyfowa praca popłaca[/srodtytul]

Proces wydobywania miedzi kompletnie różni się od węglowego. W skrócie wygląda tak. Wiertnica w wyznaczonych miejscach wierci trzymetrowe otwory w przodku. O godz. 6 i 18 odbywa się tzw. strzelanie. W otwory te pakuje się materiał wybuchowy, a wystrzał kruszy skałę. Nie, to jeszcze nie jest miedź...Podjeżdża wspomniana już ładowarka i zabiera jakieś – bagatela – 7 ton takiego urobku naraz. Jedzie potem do tzw. kraty bądź jeśli krata jest dalej ładuje kilka łyżek na wóz odstawczy, który zawozi do kraty skruszoną skałę. Tam specjalny młot kruszy ją na drobniejsze kawałki i przez kratę, jak przez sito, urobek spada na taśmociąg odstawiający materiał do szybu, skąd jedzie na górę do zakładu przeróbczego. I tak 39-40 tys. ton na dobę w samej tylko kopalni Polkowice-Sieroszowice. Ale to nadal nie miedź... - Średnia zawartość miedzi w urobku w tej kopalni to ok. 2 proc. – mówi Ryszard Niemasz. Tylko? A może aż zważywszy na to, że tona miedzi kosztuje obecnie ok. 7,5 tys. dolarów. A KGHM ma trzy kopalnie. Więc z pozoru syzyfowa praca okazuje się bardzo opłacalna.

[srodtytul]Witamy w białej kopalni[/srodtytul]

Z kopalni miedzi po kilkunastominutowej podróży podziemnym samochodem wjeżdżamy do zupełnie innej krainy. Jakieś 100 m wyżej mam wrażenie, że znajduje się w bajce o Królowej Śniegu! Albo w młynie, bo wszędzie jest biały pył. „Biała kopalnia”, jak mówią o niej górniczy, to kopalnia soli. I wizyta w niej bynajmniej nie przypomina tej turystycznej w Wieliczce.

- Od 15 lat badamy złoże i prowadzimy prace przygotowawcze, mamy bowiem na razie koncesję nie wydobywczą, a na rozpoznanie złoża – tłumaczy Lech Jaroń, były szef kopalni Polkowice-Sieroszowice, od początku pracujący przy udostępnianiu złóż soli.

To nie znaczy jednak, że wydobywana teraz przy pracach udostępniających sól się niszczy.

- Możemy sprzedawać ją np. do posypywania dróg zimą – tłumaczy Jaroń. I dodaje, że jeśli będzie już prowadzona eksploatacja, kopalnia mogłaby sprzedawać 1 mln ton tego surowca dla przemysłu i na drogi. Kraina soli od miedzi różni się diametralnie (o węglu już nawet nie wspomnę). Gigantyczny kombajn ATM-105 Sandvika „pazurami”, czyli ostrzami na kulistej głowicy niezmordowanie drąży ścianę. Cały jest biały, nie tylko fabrycznie. Gdy się na niego wdrapuję – wyglądam podobnie, bo cały solny pył został na ubraniu, twarzy i kasku. Po zejściu z maszyny (trudno powiedzieć na ziemię będąc pod ziemią) oglądam białe dłonie. Zazwyczaj po wizytach na dole były całe czarne, umorusane węglem. Jeden z górników pomyślał chyba, że nie jestem zachwycona ich wyglądem i wylał mi na ręce butelkę wody, nim zdążyłam poprosić, by dał mi się napić, bo słony pył w gardle, choć to naturalna inhalacja o niebo ciekawsza niż grota solna, drapał mnie w gardle.

To, co „wydrapie” z przodka kombajn, zgarniane jest specjalnymi tarczami na przenośnik, pod który podjeżdża kolejny maszynowy potwór o wdzięcznej nazwie Moxy. Nadmienię tylko, że ja jestem tak wysoka, jak średnica jego opony (a mała nie jestem – mam 173 cm wzrostu). Gdy gigant odpala silnik, by ruszyć, nie słyszę nawet własnych myśli, a temperatura wokół wydaje się podobna do tej w piekarniku.

- Mamy jakieś 32 stopnie – mówi Ryszard Niemasz. - To na miedzi było chyba z 50 stopni? – pytam. - Bynajmniej. Tam było kilka stopni mniej, ale wilgotność przekraczała 90 proc., a tu powietrze jest suche i inaczej się wszystko odczuwa – tłumaczy Niemasz. To tak jak z prędkością podziemnego landrovera. Myślałam, że jedziemy jak w mieście, jakieś 50 km/h. Okazało się, że co najwyżej 20 km/h.

[srodtytul]Grota pani Walewskiej[/srodtytul]

Na koniec wizyty zobaczyliśmy wysoką na ok. 20 m komorę solną. Podświetlona pokazuje dopiero piękno solnych kryształów.

- W kopalniach w Stanach Zjednoczonych są takie komory wysokie nawet na 60 m – opowiada Lech Jaroń. – A w tej występowała nawet Małgorzata Walewska (śpiewaczka znana m.in. z roli Carmen) chwaląc akustykę – dodaje.

Niedaleko groty powstaje muzeum maszyn. Stoją tam np. nieużywane wiertnice czy samochody podziemne, których żywot nie jest tak długi, jak ich „kolegów” na powierzchni.

- Zrobimy tu kiedyś sanatorium, jak w Wieliczce, a takie muzeum na pewno będzie dodatkową atrakcją – rozmarza się Lech Jaroń.

 

 

 

 

[link=http://www.rp.pl/galeria/309904,1,529562.html]Zobacz więcej zdjęć z kopalni miedzi i soli kamiennej[/link]

Kiedy weszłam do budynku kopalni KGHM wszystko wydawało mi się znajome – jak w kopalniach węgla, które zdradziłam tylko na chwilę odwiedzając kopalnię miedzi i soli. Nawet film instruktażowy z obsługi tzw. aparatu ucieczkowego (nakręcony notabene w należącej do Kompanii Węglowej kopalni węgla kamiennego Rydułtowy – Anna). Ubrania robocze, łaźnie – czułam się jak na „moim” węglu. Nawet gdy weszłam do szoli – windy zwożącej górników na dół, ta miała udźwig 20 ton – wizja zjazdu dokładnie kilometr pod ziemię nie była straszna, choć jak na razie była to największa głębokość, na jaką zjechałam pod ziemię. Wszystko zmieniło się, gdy wysiadłam na dole.

Pozostało 89% artykułu
Biznes
Polska kupiła kolejne nowoczesne bezzałogowce w USA i... sprzedaje bezzałogowce obserwacyjne Malezji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Stare telefony działają cuda! Dołącz do akcji T-Mobile i Szlachetnej Paczki
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Polski rynek akcji – optymistyczne prognozy na 2025 rok
Biznes
Eksport polskiego uzbrojenia ma być prostszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Jak skutecznie chronić rynek Unii Europejskiej