Samorządy mogą wyłączać ze wskaźnika zadłużenia tę część długu, która została zaciągnięta na projekty współfinansowane z UE. To korzystne dla miast i gmin rozwiązanie, bo pozwala odważniej sięgać po kredyty, bez obawy o przekroczenie ustawowych limitów długu.
Ale na razie samorządy wykorzystują tę możliwość w nikłym stopniu. Z danych resortu wynika, że dla wszystkich jednostek wskaźnik zadłużenia ogółem wynosi 26,9 proc., zaś wskaźnik z wyłączeniem projektów unijnych jest tylko niewiele niższy – 25 proc.
Gdańsk ma proste wytłumaczenie. – Do zadłużenia nie są wliczane tzw. kredyty pomostowe, czyli zaciągane pod przyszłą dotację UE. Jednak takie pożyczki dostępne są po podpisaniu umowy o dofinansowanie. A miasto, by rozpocząć inwestycje, nie czeka na umowę. Na własne ryzyko angażuje swoje środki, które wrócą z kilkuletnim nawet opóźnieniem – tłumaczy Teresa Blacharska, skarbnik Gdańska.
W latach 2011 – 1015 miasto planuje wydać na inwestycje 4,4 mld zł, z czego 3,5 mld zł na te współfinansowane z UE.
– Umowy o dotacje są zwykle podpisywane pod koniec procesu inwestycyjnego – mówi „Rz” Bogdan Nawrocki, zastępca dyrektora biura polityki długu i zarządzania płynnością w stołecznym urzędzie. – Do momentu podpisania umowy Warszawa realizuje programy inwestycyjne, finansując je środkami własnymi wspieranymi kredytami m.in. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, Banku Rady Rozwoju Europy oraz emitowanymi obligacjami – mówi. A takie finansowanie projektów UE to „zwykły dług”.