W najbliższych dniach do prokuratury ma trafić zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pracownika Alpine Bau polegającego na składaniu fałszywych zeznań – dowiedziała się "Rz". Prawnicy GDDKiA dopatrzyli się nieścisłości w zeznaniach świadka Alpine zeznającego w procesie o 1 mld zł odszkodowania, który wytoczyła austriacka spółka budująca fragment autostrady A1 Skarbowi Państwa. Tym świadkiem ma być jedna z osób z kadry kierowniczej spółki.

Spór pomiędzy Austriakami a rządem zaczął się w grudniu 2009 r. Wówczas GDDKiA zerwała umowę z Alpine na budowę 18,3 km odcinka A1 między Świerklanami a Gorzyczkami i zażądała zejścia spółki z placu budowy. Wartość kontraktu wynosiła 273 mln euro (ok. 1,1 mld zł). Pierwszy spór dotyczył tego, czy rząd miał prawo nakazać Alpine zejście z placu budowy. Wygrała go GDDKiA. Potem pojawiły się kolejne. Generalna Dyrekcja zażądała odszkodowania w wysokości 170 mln zł. – Odzyskaliśmy 120 mln zł, czekamy na rozstrzygnięcie w sprawie kolejnych ok. 50 mln zł – mówi Andrzej Maciejewski, zastępca Generalnego Dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad. Alpine też domaga się w sądzie ponad 1 mld zł odszkodowania za niesłuszne jej zdaniem wyrzucenie z placu budowy.

Generalna Dyrekcja twierdzi, że powodem zerwania umowy były opóźnienia w realizacji prac. Alpine odpowiadała, że rozminięcie się z harmonogramem to wina złego projektu. Budowany na jego podstawie most miał grozić katastrofą budowlaną. Tymczasem w tym tygodniu prawnicy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad przedstawili w sądzie opinię prof. dr hab. inż. Kazimierza Flagi, z której wynika, że sporny most z opóźnieniami nie miał nic wspólnego. Zdaniem profesora Flagi normalnym jest, że wykonawcy wskazują własne propozycje rozwiązań technologicznych, które uzupełniają projekt budowlany. Z tego też prawa Alpnie wielokrotnie korzystała. Jak podkreśla profesor, problemy z budową mostu pojawiły się, kiedy cały front robót miał już znaczne opóźnienia.

Alpnie wróciła na plac budowy latem 2010 r. po wygraniu przetargu na dokończenie prac. Tym razem za realizację zadań zażądała ok. 550 mln zł. Jak twierdzą przedstawiciele spółki, tym razem pracują na nowym projekcie budowlanym. Tymczasem GDDKiA twierdzi, że projekt budowlany jest ten sam – wykonawca otrzymał tylko dodatkowo projekt technologiczny, który jest uzupełnieniem projektu budowlanego, a który zwyczajowo wykonuje firma realizująca prace.