Wyjątkowo śnieżna zima, strajk u francuskiego producenta glikolu – płynu stosowanego do odladzania samolotów – i drożejące paliwa drastycznie zmniejszą zyski linii lotniczych w 2011 roku. W tym roku Międzynarodowe Stowarzyszenie Transportu Lotniczego (IATA) przewiduje łączny zysk linii w wysokości 9,1 mld dolarów, o 40 procent mniej niż w 2010. Zapłacą za to pasażerowie, którzy muszą wydawać coraz więcej na podróż.
Najbardziej ucierpiały linie brytyjskie – British Airways, Virgin i British Midland (BMI), bo najbardziej nieporadne w walce ze śnieżycami spośród lotnisk europejskich okazało się londyńskie Heathrow. Niewiele lepiej wypadło paryskie Charles de Gaulle. Najlepiej radziły sobie ze śniegiem porty skandynawskie, Moskwa i Warszawa.
Lufthansa i należący do niej BMI, które wyliczyły straty śniegowe na 24 mln euro, nie ukrywają, że zamierzają wystąpić o odszkodowanie do firmy BAA zarządzającej Heathrow.
Na 600 mln dolarów, czyli ok. 407 mln euro, oceniają analitycy zimowe straty przewoźników amerykańskich. Na Wschodnim Wybrzeżu doszło kilkakrotnie do kilkudniowego wstrzymania lotów, po raz ostatni w ubiegłym tygodniu.
Finanse linii lotniczych zostały także dotknięte drożejącymi paliwami. W sytuacji, kiedy średnio 27 proc. kosztów przewoźników stanowią właśnie paliwa, ostatnie podwyżki cen ropy są wyjątkowo bolesne. – Każdy dolar wzrostu średnich cen paliw zmusza linie do poszukania gdzie indziej 1,6 mld dolarów albo zaakceptowania straty – ujawnił sekretarz generalny IATA Giovanni Bisignani. To dlatego od początku roku wszyscy najwięksi przewoźnicy informowali o podniesieniu dopłat paliwowych. Najwięcej każe sobie płacić British Airways – równowartość 140 euro za przelot na trasie o długości ponad dziewięciu godzin. W Lufthansie, która na większość swoich zakupów benzyny wykupiła ubezpieczenie, taka dopłata wynosi 107 euro, w Air France/KLM w lotach trwających dłużej niż siedem godzin – 106 euro. Wszyscy najwięksi przewoźnicy podnieśli opłaty w ciągu ostatniego tygodnia, po wybuchu kryzysu egipskiego.