Mająca swoją siedzibę w Rzymie Eni jest jednym z największych zagranicznych inwestorów w Libii. Koncern wydobywa tam blisko 250 tys. baryłek ropy dziennie. To ok. 14 proc. jego całkowitej produkcji. Eni prowadzi działalność na powierzchni blisko 9 tys. km[sup]2[/sup].
Firma jest obecna w Libii od 1959 r., działała tam już dziesięć lat przed dojściem do władzy Kaddafiego. Związki pomiędzy Włochami i Libią zacieśniły się jeszcze bardziej w ciągu dwóch ostatnich lat, po tym jak Rzym przeprosił za okres kolonialnych rządów w Libii w latach 1911-1943. Oba państwa podpisały układ o partnerstwie i współpracy.
Korzystając ze swojego bogactwa naftowego, Libia stała się jednym z największych zagranicznych inwestorów we Włoszech. Posiada m.in. 7,2 proc. akcji UniCredit SpA, największego włoskiego banku oraz 7,5 proc. akcji piłkarskiego Juventusu Turyn. Swego czasu we władzach „Starej Damy” zasiadał nawet jeden z synów Kaddafiego, Al Saadi Kaddafi.
W wydanym wczoraj oświadczeniu firma poinformowała, że prace w Libii toczą się normalnie, nawet mimo prowadzonej ewakuacji pracowników, którzy nie są niezbędni do bieżących działań, oraz ich rodzin. Nie pomogło to notowaniom jej akcji na mediolańskiej giełdzie. Papiery koncernu straciły wczoraj 5,1 proc. i kosztowały na zamknięciu 17,43 euro.
- Rynek reaguje oczywiście bardzo nerwowo na możliwość zaistnienia takiej sytuacji, że dziesięcioletnie kontrakty podpisane przez Eni mogą nagle stać się nic nie wartymi świstkami papieru, jeśli ludzie, którzy je negocjowali i podpisywali, będą musieli odejść – mówi Alessandro Frigerio, zarządzający funduszem RMJ Sgr w Mediolanie.