– Wybuch zamieszek w Libii spowodował wzrost cen złota. Tak dzieje się zawsze, gdy sytuacja w światowej polityce robi się mocno niepewna. Wszystko wskazuje jednak na to, że również za przyczyną Kaddafiego złoto będzie tanieć – uważa "Financial Times".
Powodem jest finansowanie wojny domowej prowadzonej przez libijskiego dyktatora właśnie środkami ze sprzedaży tego kruszcu. Według danych Światowej Rady Złota i Międzynarodowego Funduszu Walutowego w banku centralnym Libii w Trypolisie (a nie, jak to robi większość krajów, w skarbcach w Londynie lub w Szwajcarii) jest zgromadzonych przynajmniej 143,8 tony złota. To stawia Libię na 24. miejscu na liście krajów o największych rezerwach w złocie. Według dzisiejszych cen wartość libijskich zapasów to przynajmniej 6,5 mld dolarów.
Wbrew pozorom złoto wcale nie jest trudne do sprzedaży. Zdaniem analityków z Trypolisu mogło ono zostać przewiezione na południe kraju do miasta Sebha, które graniczy z Czadem.
Wcześniej Kaddafi zabronił wywozu złota poza Libię. Już w chwili wybuchu zamieszek w Egipcie wprowadził embargo na jego eksport. Miało ono obowiązywać przez cztery miesiące. Pułkownik obawiał się, że nielojalni współpracownicy mogliby, wywożąc złoto, zapewnić sobie finansowanie na przyszłość. Jednocześnie sam także nie chciał lokować kruszcu za granicą, by nie ryzykować ewentualnego zamrożenia aktywów kraju w przypadku wybuchu zamieszek.
Oczywiście żaden liczący się bank komercyjny bądź centralny nie zdecyduje się na kupno libijskiego złota. Niemniej jednak po przetransportowaniu do Czadu lub Nigru łatwo może znaleźć nabywców. – Jeśli taki kraj jak Libia będzie chciał swoje złoto wymienić, to najchętniej na broń bądź też broń i gotówkę, być może również i żywność – uważa Walter de Wet, szef działu surowców w Standard Bank. Jego zdaniem złoto jest najłatwiejsze do sprzedaży, bo po transakcji nie pozostaje żaden ślad poza ewentualnym ruchem cen na rynku. Takiego komfortu nie daje ani realizacja czeku, ani przelew gotówkowy. – To, że do transakcji doszło, będzie zauważalne po spadku cen – uważa de Wet.