Blisko 42 proc. odpowiedzialnych za firmowe auta menedżerów polskich firm prognozuje zwiększenie swojej floty w ciągu najbliższych trzech lat – wynika z badania Corporate Vehicle Observatory (CVO). To lepszy wynik od prognoz w innych krajach UE, gdzie wzrost firmowych flot zakłada 25 proc. badanych.
Rośnie zarazem liczba przedsiębiorstw, które nie chcą kupować samochodów, tylko wolą je wypożyczać. Gdy bowiem sprzedaż nowych aut na polskim rynku systematycznie się kurczy, firmowe floty, oparte na różnych formach wynajmu, całkiem szybko się powiększają. Według raportu firmy badawczej Keralla Research w połowie ubiegłego mocno kryzysowego roku rynek długoterminowego wynajmu aut zwiększył się w porównaniu z podobnym okresem rok wcześniej o 7 proc. – W zaledwie sześć miesięcy oferenci pozyskali więc ponad 7 tys. pojazdów, a liczba klientów, którzy przekonali się do outsourcingu flot, wyniosła 16 tys. – informuje dyrektor Keralla Research Katarzyna Pydych.
Firmy z branży CFM coraz częściej tworzą ofertę dla mniejszych przedsiębiorstw, użytkujących 20 – 30 samochodów. – Zarówno przedsiębiorcy, jak i firmy sektora CFM widzą, że takie rozwiązanie jest po prostu wygodniejsze. Co prawda jest droższe, ale za to zapewnia pełną przewidywalność kosztów, co pomaga w planowaniu wydatków zarówno działu flotowego, jak i całej firmy – mówi Tomasz Siwiński, szef branżowego miesięcznika „Fleet". Znika też problem, co zrobić z samochodami po okresie ich amortyzacji – auta odbiera firma CFM. – Zakładamy, że rynek full service leasingu dalej będzie miał tendencję wzrostową – uważa Leszek Pomorski, prezes Polskiego Związku Wynajmu i Leasingu Pojazdów.
Ale wśród fleet managerów panuje też opinia, że flotą do 50 – 60 samochodów można zarządzać własnymi siłami za pomocą prostych narzędzi, np. programu obsługi flotowej. Zwłaszcza gdy kryzys zmusza do oszczędności. Jednym ze sposobów jest dłuższe eksploatowanie aut flotowych. Standardowym okresem są trzy lata. Część przedsiębiorstw wydłuża ten okres nawet do pięciu lat. Dłużej się nie opłaca, bo w błyskawicznym tempie rosną koszty serwisowania. Także bardzo mocno spada wartość samego auta, gdy firma decyduje się je odsprzedać.
Bardziej radykalnym rozwiązaniem jest redukcja liczby samochodów. Co ciekawe, w czasie kryzysu wyraźnie widać, że liczby aut przyznawanych pracownikom jako bonus do wynagrodzenia (są przydzielone kadrze wyższej oraz wysoko kwalifikowanym menedżerom) nie przycina się. Co najwyżej ogranicza się możliwość wyboru: np. zmniejsza się limit kwoty, jaką można wydać na zakup samochodu lub redukuje wybór do konkretnych modeli.