Chcą mieć pewność, że sukcesor legendarnego inwestora zostanie wyłoniony spośród menedżerów zatrudnionych w firmie z Omaha (tam mieści się siedziba Berkshire Hathaway). Kierownictwo BH nie zgadza się, by takie zobowiązanie sformalizować. W ubiegłym miesiącu Berkshire poinformowało, że następca już jest, ale nie podano jego personaliów. Związkowcy, którzy są akcjonariuszami firmy poprzez AFL-CIO Reserve Fund, są zadowoleni, że tak się stało, ale chcą mieć pewność, że rada nad tym procesem panuje, dlatego domagają się regularnych informacji na ten temat. Ich wniosek ma być poddany pod głosowanie 5 maja podczas dorocznego walnego zgromadzenia. Związkowcy jednak nie spodziewają się aby ich propozycja została przyjęta. Podobne inicjatywy bezskutecznie podejmowano już w takich firmach, jak Bank of America, Verizon Communications, Comcast,FedEx, czy United Natural Resources.  Kwestie sukcesji podnoszono też w Apple i News Corp.

Berkshire Hathaway, zatrudniające ponad 270 tys. pracowników bardzo uzależnione jest od decyzji Warrena Buffetta, który odpowiada za inwestycje tego wehikułu. Ostatnio jest on coraz częściej krytykowany. Od dołka z marca 2009 roku indeks Standard&Poor's500 zyskał 80 proc., zaś akcje BH podrożały 44 proc., mimo, że warunki rynkowe panujące w tym okresie (m.in. duża zmienność), jak uważa Alice Schroeder z Bloomberga, pasowały do stylu Buffetta. Krytycznie ocenia ona jego dokonania inwestycyjne poza wyjątkowymi okazjami, które szef Berkshire zawdzięczał  swojej reputacji i kontaktom. Jej zdaniem przesłanie Buffetta do inwestorów brzmi: postępujcie według tego co mówię, a nie tego co robię.