Optymiści wśród analityków motoryzacyjnych twierdzą, że wyraźną poprawę na rynku europejskim będzie można zauważyć już w 2014 roku. Pesymiści są zdania, że nawet 2020 rok będzie jeszcze kiepski. Tak głęboki jest kryzys w europejskiej motoryzacji.
Mimo to są marki i modele, które sprzedają się dobrze nawet w kryzysie. Zdumiewa, że skoro wszyscy liczą pieniądze, to czemu producenci najdroższych pojazdów nie mają problemów i tylko niektórzy z nich muszą obniżać ceny. Ale w prawdziwe osłupienie wprowadza sukces dwóch koreańskich marek Hyundai i Kia oraz amerykańskiego Chevroleta. To wszystko auta masowe, które w kryzysie cierpią najbardziej.
Oskarżenia o dumping
Przy kurczącym się rynku europejskim (w tym roku zapewne o ok. 8 proc.) Hyundai sprzeda w tym roku o ok. 10 proc więcej aut niż w ubiegłym. Dwucyfrowy wzrost sprzedaży notuje też Kia. Przy czym największym popytem cieszą się auta produkowane w Europie – w fabrykach w Czechach i na Słowacji. Co pomaga „koreańczykom"? Sprawna organizacja, niezbyt wygórowane ceny, dobrzy europejscy projektanci, ale przede wszystkim siedmioletnia gwarancja, która przechodzi na każdego kolejnego właściciela pojazdu.
– Musimy sprawdzić, czy naszego rynku nie psuje umowa unijno-koreańska o wolnym handlu – uważa Sergio Marchionne, prezes Fiata i szef organizacji motoryzacyjnych pracodawców w Europie ACEA.
A kontrowersyjny francuski minister ds. odrodzenia przemysłowego Arnaud Monten- bourg wręcz rzuca oskarżenia o stosowanie przez Hyundaia i Kię „dumpingu socjalnego", bo koreańska waluta jest słaba, a koncerny kupują tanie części w Wietnamie i Chinach. Tymczasem Hyundai importuje z Korei jedynie i40, zresztą zaprojektowany w Europie, SUV Santa Fe i Velostera, malutki i10 pochodzi z indyjskiej fabryki Hyundaia, reszta wyjeżdża z fabryk europejskich. Przebojem Hyundaia zaś jest produkowany od początku do końca w czeskiej fabryce i30.