W środę po południu w kilku zakładach Renaulta doszło do protestów i przerw w pracy na apel związków zawodowych, które protestują przeciwko szantażowi ze strony dyrekcji. Nowe akcje zapowiedziano na 29 stycznia.
Ich oburzenie wywołał dokument firmy stwierdzający, że zamykanie fabryk będzie nieuniknione, jeśli nie dojdzie do porozumienia ze związkami o konkurencyjności. Tymczasem 15 stycznia Renault zobowiązał się nie zamykać fabryk, gdy ogłaszał zamiar zlikwidowania do 2016 r. 8260 miejsc pracy (7500 netto) na ok. 44 tys.
Trzy związki stwierdziły, że na spotkaniu we wtorek dyrekcja zagroziła zamknięciem 2 fabryk, jeśli nie dojdzie do umowy o konkurencyjności. Dyrekcja zaprzeczyła temu.
Słowo szantaż podchwycił też rząd, który w listopadzie ogłosił kilka działań mających zwiększyć konkurencyjność francuskiej gospodarki, ale ostatnio ponosi porażki. Nie udało mu się uratować fabryki Peugeota pod Paryżem, nie spisał się przy ratowaniu huty we Florange, którą Lakszmi Mittal chce zamknąć.
Otoczenie ministra odrodzenia produkcyjnego (przemysłu), Arnaud Montebourga uprzedziło, że negocjacje nie powinny „przypominać szantażu". Sam minister oświadczył: Nie akceptujemy najmniejszego szantażu. To nie tak się negocjuje.