Mięta pieprzowa z lodami waniliowymi lub herbata migdałowa z syropem Amaretto i likierem Baileys – to tylko niektóre z oryginalnych ti-szejków i ti-koktajli serwowanych przez warszawski tbar prowadzony przez firmę Gourmet Foods, dystrybutora cejlońskich herbat Dilmah w Polsce.
- Miejsce się rozwija, mamy coraz większe grono stałych bywalców – mówi „Rz" Tomasz Witomski, prezes Gourmet Foods.
Otwierania kolejnych tbarów firma na razie nie planuje. I to nie tylko ze względu na spowolnienie gospodarcze, które nie sprzyja wydawaniu pieniędzy w lokalach. Herbaciarnie to - w przeciwieństwie kawiarni, które w ostatnim czasie powstają w naszych miastach, jak grzyby po deszczu – rzadki widok na gastronomicznej mapie Polski.
- W Polsce historia potoczył się tak, że importowana była kawa zielona. Przed spożyciem musiała być prażona, czego nie dało się zrobić w domu. Stąd jesteśmy przyzwyczajeni, że kawę pija się w lokalach– mówi prezes Gourmet Foods.
Ekspresowa czarna górą
Inaczej sprawa przedstawia się w zaciszu domowym. Więcej herbaty od przeciętnego Polaka w Europie Wschodniej kupuje rocznie jedynie statystyczny Rosjanin – podaje firma badawcza Euromonitor International. W ubiegłym roku spożycie tej używki wyniosło u nas 1 kg per capita. W Rosji było o 0,4 kg wyższe. Za nami są Ukraińscy, Litwini i Macedończycy. Na statystycznego Czecha przypada natomiast tylko 0,4 kg herbaty rocznie. Mniej herbat kupują od nas także Niemcy – 0,7 kg na osobę w 2012 r.