Reklama

Specyfikacja według proroków

Czy przygoda polskich firm z rynkiem żywności koszer i halal to zamknięty rozdział?

Publikacja: 03.08.2013 09:47

Do końca ubiegłego roku ubojnia bydła w Mokobodach pod Siedlcami pracowała pełną parą. W ciągu tygodnia przywożono tu prawie 1000 krów. Niemal wszystkie zabijano według muzułmańskich zasad halal – bez ogłuszania. Dziś tygodniowo ubija się tylko 200 sztuk. Hale opustoszały, zwolniono z pracy 30 osób, czyli połowę załogi. Krajowi odbiorcy mięsa tygodniami spóźniają się z płaceniem.

– Kupcom z krajów muzułmańskich to się nigdy nie zdarzało – wspomina prokurent firmy Małgorzata Podniesińska i dodaje – od początku uważaliśmy, że halal to specjalność najbardziej przyszłościowa.

W zakładzie Polan w Żabnie na Podkarpaciu panują zupełnie inne nastroje. I tu niemal całość produkcji poddana jest wymogom religijnym – żydowskim, gwarantującym koszerność. Ale w Żabnie nie zabija się zwierząt. Firma działa bez rozlewu krwi: produkuje kwaszone i konserwowe ogórki, pomidory, paprykę, buraczki, ćwikłę, marynowane grzyby, kwaszoną kapustę, sałatki warzywne. Zaczęła się właśnie doroczna kampania produkcyjna. Przyjęto prawie 200 studentów i uczniów na sezon.

Gorączka uboju

Niewielka rodzinna firma w Mokobodach zainwestowała w przystosowanie zakładu do potrzeb uboju rytualnego ok. 1 mln zł. Przebudowano hale,  sprowadzono z zagranicy urządzenia oraz muzułmańskiego pracownika uprawnionego do dokonywania dahib, czyli uboju według reguł halal, wystarano się o zagraniczne certyfikaty. W niedługim czasie zakład w Mokobodach, sprzedający za granicę 95 proc. produkcji, znalazł się w czołówce polskich eksporterów wołowiny halal i koszer.

– Planowaliśmy rozbudowę zakładu i uruchomienie przetwórstwa. Prowadziliśmy rozmowy na nowych rynkach, w Iraku, Iranie. Byliśmy do ostatniej chwili przekonani, że sprawa zostanie rozwiązana po naszej myśli – podkreśla Małgorzata Podniesińska.

Reklama
Reklama

Podobną drogą jak Mokobody podążyło ku obiecującej przyszłości sporo innych – ostatnio było już ok. 40 – zakładów zajmujących się ubojem bydła (i tyle ubojni drobiu). Oprócz firm średniej wielkości znaleźli się w tym gronie potentaci, jak np. Polski Koncern Mięsny Duda czy Morliny. To głównie dzięki ubojowi rytualnemu eksport wołowiny chłodzonej – około 30 proc., sprzedawano do Turcji i Izraela – wzrósł w latach 2004–2011 z 29 tys. do ponad 220 tys. ton. Ocenia się, że co 3 sztuka bydła zabijana była w ostatnich latach w Polsce rytualnie.

Przez niemal 10 lat uboju rytualnego dokonywano w Polsce na podstawie niezgodnego z ustawą o ochronie zwierząt rozporządzenia ministra rolnictwa. To musiało skończyć się spektakularną awanturą. Obecnie, po odrzuceniu przez Sejm projektu ustawy przywracającej ubój bez ogłuszania – powodujący dodatkowe cierpienia zwierząt – trudno sobie wyobrazić rozwiązanie dopuszczające dahib czy szechitę na skalę choćby zbliżoną do oczekiwań branży mięsnej.

Na wyższej półce

Najczęstszym powodem utraty przez warzywa i owoce przymiotu koszerności są robaki, które mogą zagnieździć się w śliwkach, główce kapusty czy pędach kopru. Aby temu zaradzić, potrzebna jest bardzo staranna kontrola oraz wydajne maszyny płuczące.

– Robak to dla religijnych Żydów śmiertelny wróg. Na ogół jednak zachowanie reguł koszerności nie jest w branży owocowo-warzywnej trudne. Wykluczone są wszelkie składniki i dodatki pochodzenia zwierzęcego, jak np. żelatyna. Po za tym wszystkie przetwory wytwarzane rzetelnie, z zachowaniem tradycyjnych receptur i zasad higieny są w praktyce koszerne – podkreśla prezes Polanu Henryk Nowicki. Pomimo to krajowe zakłady owocowo-warzywne oferujące certyfikowaną żywność koszerną można policzyć na palcach.

Światowy rynek produktów, których „specyfikacje jakościowe" wynikają bezpośrednio ze świętych ksiąg – a chodzi tu nie tylko żywność, lecz także np. kosmetyki, chemię gospodarczą czy niektóre przedmioty codziennego użytku – to o wiele więcej niż tylko nisza rynkowa. Produkty te kupują nie tylko religijni żydzi czy muzułmanie.

W USA – gdzie rynek koszer wzrastał w ostatnich latach o 15 proc. rocznie do prawie 20 mld dol. rocznie – motywami religijnymi kieruje się np. tylko 20–25 proc. nabywców produktów koszernych. Dla pozostałych certyfikat koszerności to gwarancja, wyżej ceniona niż certyfikaty ekologiczne, wysokiej jakości i zdrowotnego bezpieczeństwa produktów. Są one także po prostu modne – może z wyjątkiem mięsa.

Reklama
Reklama

Na tym dynamicznie rozwijającym się rynku, polski udział, nie licząc wołowiny, jest jak dotychczas znikomy. Z kilkudziesięciu producentów żywności na oficjalnej liście dostępnych w Polsce produktów koszernych większość to firmy zagraniczne lub polskie oddziały międzynarodowych koncernów.

Dla części krajowych firm z listy – m.in. zakładów mleczarskich OSM w Garwolinie, oferujących koszerną śmietanę i twarogi, Spomleku w Radzyniu Podlaskim czy ZT Kruszwica ze sztandarowym „Olejem Kujawskim" – certyfikat to promocja marki i dowód profesjonalizmu. W Spomleku wpływy ze sprzedaży koszernego mleka w proszku to mniej niż 1 proc. przychodów. Firmy takie jak Polan to wciąż wyjątek.

W Żabnie, rodzinnej firmie z mniejszościowym udziałem kapitału francuskiego, cała produkcja, w 80 proc. eksportowana, podlega standardom koszer i jest kontrolowana przez rabinów z Salzburga i Londynu. Jednak tylko 20 proc. dostaw sprzedaje się za granicę – o 5–10 proc. drożej – z takim oznaczeniem.

Do pionierów i liderów produkcji koszernej należy fabryka cukiernicza Kopernik w Toruniu, najstarsza, istniejąca od połowy XVIII w., firma tej branży w kraju. Niemal cała produkcja toruńskich pierników i katarzynek jest certyfikowana i oznaczana.

Uzyskanie certyfikatu koszerności nie jest formalnością. Przekonał się o tym właściciel wytwórni ekologicznych i prozdrowotnych makaronów i klusek familijnych Malwa w Blichowie pod Płockiem Lech Bartold.

– Również klienci zdają sobie sprawę, że tu nie chodzi o papier do segregatora, jak w przypadku certyfikatów HACCAP, lecz o szczegółową fizyczną kontrolę. Trzeba np. wykazać, że mąka jest certyfikowana i że nie wybija się do ciasta jaj z zarodkami – podkreśla.

Reklama
Reklama

Bartold do koszerności był i jest przekonany. Niestety, po dwóch latach z certyfikowania wyrobów musiał się wycofać. Nie udało mu się znaleźć klientów za granicą, co w przypadku produkcji koszernej jest warunkiem powodzenia.

Biznes
Producenci napojów uciekają z systemu kaucyjnego
Biznes
Donald Trump traci cierpliwość. Nowe sankcje na Rosję na horyzoncie
Biznes
Gwarancje dla Ukrainy, AI ACT hamuje rozwój, zwrot Brukseli ws. aut spalinowych
Biznes
Polskie firmy chcą zamrożenia AI Act
Biznes
Nowe technologie nieodłączną częścią biznesu
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama