Do końca ubiegłego roku ubojnia bydła w Mokobodach pod Siedlcami pracowała pełną parą. W ciągu tygodnia przywożono tu prawie 1000 krów. Niemal wszystkie zabijano według muzułmańskich zasad halal – bez ogłuszania. Dziś tygodniowo ubija się tylko 200 sztuk. Hale opustoszały, zwolniono z pracy 30 osób, czyli połowę załogi. Krajowi odbiorcy mięsa tygodniami spóźniają się z płaceniem.
– Kupcom z krajów muzułmańskich to się nigdy nie zdarzało – wspomina prokurent firmy Małgorzata Podniesińska i dodaje – od początku uważaliśmy, że halal to specjalność najbardziej przyszłościowa.
W zakładzie Polan w Żabnie na Podkarpaciu panują zupełnie inne nastroje. I tu niemal całość produkcji poddana jest wymogom religijnym – żydowskim, gwarantującym koszerność. Ale w Żabnie nie zabija się zwierząt. Firma działa bez rozlewu krwi: produkuje kwaszone i konserwowe ogórki, pomidory, paprykę, buraczki, ćwikłę, marynowane grzyby, kwaszoną kapustę, sałatki warzywne. Zaczęła się właśnie doroczna kampania produkcyjna. Przyjęto prawie 200 studentów i uczniów na sezon.
Gorączka uboju
Niewielka rodzinna firma w Mokobodach zainwestowała w przystosowanie zakładu do potrzeb uboju rytualnego ok. 1 mln zł. Przebudowano hale, sprowadzono z zagranicy urządzenia oraz muzułmańskiego pracownika uprawnionego do dokonywania dahib, czyli uboju według reguł halal, wystarano się o zagraniczne certyfikaty. W niedługim czasie zakład w Mokobodach, sprzedający za granicę 95 proc. produkcji, znalazł się w czołówce polskich eksporterów wołowiny halal i koszer.
– Planowaliśmy rozbudowę zakładu i uruchomienie przetwórstwa. Prowadziliśmy rozmowy na nowych rynkach, w Iraku, Iranie. Byliśmy do ostatniej chwili przekonani, że sprawa zostanie rozwiązana po naszej myśli – podkreśla Małgorzata Podniesińska.