W USA większość zatrudnionych w takich sieciach fast-foodów jak McDonald's, Burger King, KFC, Wendy's, czy Taco Bell musi zaczynać od wynagrodzenia na poziomie płacy minimalnej.  Wynosi ona w USA 7,25 dolara za godzinę, chyba że przepisy stanowe ustalają stawkę na wyższym poziomie. Najczęściej prace te wykonują studenci i młodzież, ale ostatni kryzys na rynku zatrudnienia zmusił także starsze, utrzymujące rodziny osoby do szukania zajęcia w fast foodach. Pracownicy tego sektora argumentują, że za dochody na poziomie płacy minimalnej (ok. 15 tys. dolarów rocznie) nie można się w USA utrzymać. Latem br. falę jednodniowych akcji protestacyjnych zorganizowano w 60 miastach. Nie wszędzie jednak próby strajków doprowadziły wówczas do przerwania pracy lokali gastronomicznych z powodu braku personelu.

Kampanię na rzecz podniesienia płacy minimalnej do poziomu 10,10 dol. za godzinę pracy prowadzą w USA związki zawodowe, popierane przez polityków Partii Demokratycznej. Projekt ustawy w tej sprawie pojawił się już w Senacie i ma być przegłosowany jeszcze w tym roku, ale szanse aby poparła go zdominiowana przez republikanów Izba Reprezentantów uznawane są za minimalne.

Protestujący domagają się jednak więcej – nawet15 dolarów za godzinę. Zrzeszenie restauratorów National Restaurant Association stanowczo sprzeciwia się jednak jakiemukolwiek podwyższaniu płac, oskarżając związki zawodowe o prowadzenie skoordynowanej akcji, która zmusi ich do podwyższenia cen oraz do zwolnień pracowników. Sieci restauracji ostro ze sobą konkurują na bardzo trudnym rynku konsumenckim więc uważają zwiększanie wynagrodzeń za posunięcie samobójcze. Na krótszą metę nawet udany jednodniowy strajk nie wyrządzi im większej szkody.

Tomasz Deptuła z Nowego Jorku