Google wprowadza nowe funkcjonalności po serii testów na... wszystkich. Zajmuje się tym specjalna jednostka badająca tak zwane UX czyli User Experience. Dosłownie oznacza to „doświadczenie użytkownika", dla informatyków to całość wrażeń, jakie otrzymuje każdy korzystający z danego programu. Projektowanie pod kątem UX to optymalizacja wszystkich parametrów, jakie tylko się da usprawnić.
Specjalna jednostka Google
Trzeba je jakoś mierzyć. W Google szefem jednostki UX jest Sunny Consolvo, doktor informatyki, która badała już to, jak poprawiać wydajność ludzi podczas snu, ćwiczeń fizycznych, a także zajmowała się kwestiami prywatności podczas pracy z Wi-Fi oraz w korzystaniu z e-sklepów. Metoda, jaką kieruje się zespół takich specjalistów od optymalizacji, polega na przekonywaniu użytkowników do zmiany swoich nawyków. Tego nie da się zrobić przy pomocy ostrzeżeń w rodzaju „tego nie klikaj" pojawiającymi się dużą czcionką na ekranie. Trzeba być bardziej subtelnym. Od tego zależą miliardy dolarów zysku, który może się pojawić, gdy użytkowników pokieruje się w odpowiedni sposób.
Google nie przyzna się, jakie rozwiązania działają najlepiej, ale może informować, które z nich się nie sprawdziły. Pierwsza rzecz, jaka przychodzi do głowy, gdy myślimy o tym, by kogoś do czegoś nakłonić, to bezpośredni nadzór. Wszechobecne i wszystko widzące oko wielkiego brata, które czuwa nad userem w sieci. Ekipa Consolvo odkryła, że użytkownicy nie reagują na obrazy policjantów i czerwonego światła drogowych sygnalizatorów. Nie powstrzymywało ich to od klikania w potencjalnie niebezpieczne strony, przed którymi takie obrazy miały ich ostrzegać. Wręcz przeciwnie, chętniej na nie wchodzili. Działał jedynie obrazek z zamaskowanym przestępcą, ludzie podświadomie odczuwali przed nim strach.
Co nie działa?
Na użytkowników nie działał także system przypominania o tym, że strona może zawierać niebezpieczne dla komputera treści. Wyskakujące okienka ignorowali prawie wszyscy – aż 98 proc. internautów, którzy zignorowali pierwsze ostrzeżenie, nie robiło sobie także nic z kolejnego. Być może radą na takie znieczulenie mogłoby być umieszczenie w okienku bardziej dosadnego komunikatu w rodzaju „jak klikniesz tutaj, zainstalujesz złośliwe oprogramowanie".
Na nic zdawały się także komunikaty obrazkowe w rodzaju symbolu błyskawicy na drzwiach (jak przed wejściem do transformatora) czy znak stop. Nie wszędzie na świecie korzysta się z takich samych oznaczeń, dlatego także nie można by liczyć na skuteczność takich ostrzeżeń pod każdą szerokością geograficzną.