Obecnie federacja eksportuje 4 mln bd. ropy czyli 40 proc. dziennego wydobycia. Tania ropa powoduje, że nawet przy utrzymaniu poziomu pompowania, trzeba będzie zmniejszyć eksport, by w ten sposób zmusić rynek do wzrostu cen. Jest tylko jeden problem. Rosja nie ma wystarczająco dużo magazynów do przechowywania ropy.

Sytuacja staje się coraz trudniejsza, bowiem rosyjski budżet jest wyliczany przy cenie 100 dol. za baryłkę ropy. Od kilku lat rosną w nim jedynie wydatki zbrojeniowe. Teraz Moskwa może liczyć tylko na OPEC. Organizacja eksporterów zbierze się 27 listopada w Wiedniu. Wybierają się tam i minister energetyki Aleksandr Nowak i prezes Rosneft Igor Sieczin. Chcą przekonywać kraje OPEC do zmniejszenia wydobycia. Te jednak muszą pamiętać sytuację z 2008 r, gdy same apelowały do Rosji (nie należy do organizacji), by mniej pompowała, na tle globalnego kryzysu. Rosjanie odmówili.

Teraz więc muszą u siebie poszukać rozwiązania. Walerij Niestierow analityk CB Sbierbank, mówi agencji Reuters, że sytuacja jest bardzo trudna, gdyż Rosja od kryzysu 2008 r nie zbudowała nowych magazynów ropy. A tak zrobili inni, np. Chiny.
- Rosyjskie odwierty, gdyby wstrzymać tam wydobycie, to po prostu zamarzną, bo są na trudnych syberyjskich terenach, gdzie panuje już zima - tłumaczy Niestierow.

Rosja nie może więc ani zmniejszyć, ani zwiększyć wydobycia. A co może? Zmniejszyć eksport stanowiący główne źródło dochodów budżetowych. I tu powraca problem braku miejsca do przechowywania niesprzedanej ropy. Trudno w to uwierzyć, ale kraj ma 1 (jeden) tankowiec, służący jako magazyn. Statek Biełokamienka może przyjąć 2,6 mln baryłek surowca. To kropla w morzu, bowiem potrzeba 365 takich tankowców, by zgromadzić 2 mln ton ropy na dobę.

Taki problem nie istnieje np. w Arabii Saudyjskiej która ma dość supertankowców oraz magazynów na całym świecie.