Polskie Wybrzeże nie jest jednak pozbawione osłony. Nasza zbudowana niedawno w Siemirowicach pod Lęborkiem Morska Jednostka Rakietowa, uzbrojona we współpracy z norweskim Kongsbergiem, już dwa lata temu, pod wpływem wydarzeń na Ukrainie i wzrostu zagrożenia na wschodniej flance NATO została rozszerzona do dwóch nadbrzeżnych dywizjonów i wzmocniona o kolejne pociski NSM, stacje radiolokacyjne i wyrzutnie.
Koszt kompletnego wyposażenia MJR sięgnął już 1,7 mld zł. Pozyskanie od Kongsberga dalekosiężnych, kierowanych i precyzyjnych pocisków do osłony floty, baz i portów to element tworzenia zapowiadanych jeszcze przez premiera Donalda Tuska „kłów" polskich sił zbrojnych.
Rakiety NSM mogą precyzyjnie trafiać wrogie okręty, a także neutralizować ważne cele lądowe na odległość ponad 200 kilometrów.
- To oznacza iż w zasięgu polskich, mobilnych baterii, będą m.in. instalacje wojskowe Obwodu Kaliningradzkiego – twierdzi Tadeusz Wróbel analityk „Polski Zbrojnej".
Polski udział w morskiej tarczy
Pierwszy nadbrzeżny dywizjon rakietowy utworzony w ramach MJR już od prawie dwóch lat jest w stanie gotowości bojowej. Niemal połowa pieniędzy z kwoty ok. 900 mln zł wydanych na jego wyposażenie, pozostała w kraju bo norweski koncern zamawiał kontenerowe wyrzutnie oraz niezbędne pojazdy i sprzęt elektroniczny w polskich firmach. Prywatny, warszawski Transbit dostarczył systemy łączności a Jelcz terenowe, opancerzone ciężarówki. Kongsberg zamówił też w warszawskich fabrykach PIT-Radwar najnowszy wariant trójwspółrzędnych radarów TRS-15 s „Odra" a także projekty i integrację elektroniki na wozach dowodzenia i łączności. Urządzenia elektroniczne i programy integrujące wyrzutnie MJR z systemem dowodzenia marynarki wojennej „Łeba" a także część radiostacji do pojazdów zrobiło Centrum Techniki Morskiej z Gdyni.